Bankowość i Finanse | Gospodarka | Nowy rząd powinien zdecydowanie zerwać z polityką PiS
Jaka jest Polska po ośmiu latach rządów PiS?
– To był czas ustrojowego szkodnictwa.
Jaki jest koszt tych ośmiu lat?
– Pomiędzy rozpoczęciem dobrej, czy też złej polityki gospodarczej a ujawnieniem się jej skutków mija sporo czasu. Za Gierka w latach 70. była bonanza, a potem przyszły koszty, czyli zapaść. Szkodnictwo PiS było innego rodzaju, ale prawidłowość jest ta sama. Mieliśmy wyższy niż w krajach rozwiniętych wzrost gospodarczy, osiągany wskutek tego, że gospodarka rozwijała się w dużej mierze siłą rozpędu. Występowały czynniki sprzyjające, zewnętrzne, jak np. napływ pracowników z Ukrainy, co dało ok. 0,5 pkt. proc. PKB wzrostu. Nadeszło jednak spowolnienie gospodarcze, które zostało wywołane m.in. spadkiem inwestycji poniżej 17% PKB z powyżej 20%. To jest jak akt oskarżenia. Innym istotnym szkodnictwem jest wzrost własności państwowej w gospodarce, która charakteryzowała realny socjalizm, a ten się nie sprawdził. Po latach, kiedy w gospodarce nieźle się działo, przyszedł czas zapłaty. Teraz wchodzimy w czas ponoszenia kosztów tych ośmiu lat i dlatego jest ogromnie ważne, jaka będzie polityka nowego rządu.
A jakiej się pan spodziewa?
– Trzeba będzie patrzeć, czy nowy rząd będzie tolerować rozrost własności państwowej, co byłoby bardzo złe. Do rachunku kosztów po PiS trzeba dodać złą sytuację finansów państwa, która objawia się w podbiciu wydatków, głównie socjalnych, a w efekcie w podbiciu podatków i na dodatek dużym deficytem w finansach publicznych.
Nowy rząd powinien zacząć od cięcia wydatków?
– Za czasów rządów PiS wydatki budżetowe wzrosły o ok. 100 mld zł, czyli o 3 pkt. proc. PKB i wzrost ten wynikał głównie ze wzrostu wydatków socjalnych. W konsekwencji wzrosły łącznie podatki, a na dodatek deficyt. Odziedziczyliśmy złą sytuację fiskalną. Niepokoił mnie fakt, że w kampanii wyborczej ze strony Koalicji Obywatelskiej nie było krytyki tego procesu fiskalnego szkodnictwa, a co gorsze – licytowanie się na obietnice. Nawet Lewica nie była tak populistyczna. I dochodzimy do obecnej sytuacji, w której mamy budżet rozdęty, z rozdętymi wydatkami i deficytem, a do tego dochodzą nowe. Moim zdaniem, jest to nieodpowiedzialne z punktu widzenia interesów kraju i co najmniej ryzykowne z punktu widzenia interesów głównej rządzącej partii, bo politycy nie rozdają własnych pieniędzy. Międzynarodowa sytuacja gospodarcza nie będzie łatwa, w Niemczech prawdopodobna jest recesja, co będzie rzutować na nasz wzrost gospodarczy i na tym tle w interesie kraju potrzebna byłaby daleko posunięta wstrzemięźliwość.
Przemilczanie tego, co robił PiS z gospodarką, i co się dziedziczy, było nieodpowiedzialne, zarówno ze względów merytorycznych, jak też politycznych. Właściwe było pokazanie ludziom, społeczeństwu – słuchajcie, mamy takie a takie problemy, podbite wydatki budżetowe, podbity deficyt, rozszerzony sektor państwowy. Jeśli tego nie usuniemy, to w konsekwencji społeczeństwo będzie ponosić koszty. Prędzej czy później. Tego w kampanii wyborczej w ogóle nie było. Odziedziczyliśmy pisowską politykę gospodarczą, w tym budżetową, i po stronie głównej partii opozycyjnej widzę jak na razie pisizm plus. Polega on nie tylko na zachowaniu tych podbitych wydatków wymagających przecież wyższych podatków, ale na dodatek na dodawaniu nowych, za pomocą retorycznego uzasadnienia, że podjęli ogromne zobowiązania wobec wyborców i muszą ich dotrzymać. Są zobowiązania odpowiedzialne i nieodpowiedzialne, i większym złem jest realizacja nieodpowiedzialnych zobowiązań niż ich zaniechanie.
To co nowy rząd może zrobić? Zabrać 500+?
– Zawsze trzeba oceniać, jakie są warianty, a nie mówić, że nie mogą tego lub tamtego.
Nie sądzi pan, że np. zabranie 500 + skończyłoby się polityczną katastrofą koalicji rządzącej?
– Z punktu widzenia politycznego mieliśmy Gierka. Mieliśmy pisizm. Powoływania się na usprawiedliwienia „polityczne” są uzasadnieniem złej polityki.
Jak rząd powinien ją zmienić?
– Przede wszystkim odwrócić nacjonalizację. Nie jest to bardzo popularne, żeby państwo, a tak naprawdę politycy zagarniali pod swoją władzę kolejne części gospodarki, a tymczasem nie widziałem w kampanii wyborczej opozycji żadnego odniesienia się do polityki nacjonalizacji. Nie przypominam sobie żadnej zasadniczej krytyki PiS dotyczącej gospodarki. Argentyna spadła z pozycji jednego z najbogatszych krajów Ameryki Południowej do pozycji pariasa, bo populizm zagnieździł się w całym spektrum sceny politycznej.
Po drugie, nowy rząd powinien przedstawić ludziom realne wybory. Pokazać, jaka jest sytuacja finansów publicznych i ukazać istniejące możliwości. Jeśli tę politykę będziemy kontynuować poprzez zwiększanie wydatków publicznych, to będą takie a takie konsekwencje. A jeśli nie będziemy jej kontynuować, czyli ograniczymy takie a takie wydatki, to na krótszą i na dłuższą metę będziemy mieć taką a taką sytuację. To byłoby uczciwe przedstawienie sytuacji. To jedyne moralne i profesjonalne postawienie sprawy. To powinno być już przygotowane. Na razie mamy brak takiej diagnozy.
Wróćmy do kwestii ustrojowych. PiS chciał zmienić ustrój?
– Nie tylko chciał zmienić ustrój, ale go zmieniał. Najbardziej drastyczne łamanie konstytucji dotyczyło praworządności, w tym upartyjniania prokuratury, ścigania przez prokuratorów ludzi niewinnych i zasłużonych dla Polski, jak Wojciech Kwaśniak (były przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego), mianowanie neosędziów, także do Sądu Najwyższego. Mieliśmy przed PiS różne rządy i żaden rząd nie zrobił takiego zamachu na ustrojowe podstawy wprowadzone w Polsce po 1989 r. jeśli chodzi o państwo prawa. To zasługuje na rozliczenie i potępienie, a na czoło wysuwa się tutaj Zbigniew Ziobro oraz jego prokuratorzy i sędziowie. To powinno stać się w ciągu tygodni lub miesięcy i przychylam się do tych opinii, że należy to zrobić szybko.
Nacjonalizacja jest kolejną szkodliwą zmianą ustrojową. Im więcej jest własności państwowej, tym więcej jest władzy polityków nad gospodarką. Jest utopią przeznaczoną dla naiwnych, że rozrośnięty sektor państwowy, ale zarządzany przez naszych, czyli lepszych ludzi, będzie efektywny. Zmiany personalne w żaden sposób nie zastąpią zmian ustrojowych. I oczekiwałbym od nowego rządu, że będzie miał program przywracania własności prywatnej w gospodarce. Obecnie mamy największy udział własności państwa w gospodarce spośród krajów OECD – obok Turcji i Grecji. Społeczeństwo wcale nie jest zakochane we własności polityków. W 1989 r. wystartowaliśmy od dominacji własności państwowej i do 2016 r. była ona prywatyzowana przy akceptacji tego przez społeczeństwo, a przynajmniej braku wielkiego sprzeciwu.
Jednak jest silna agenda polityczna mówiąca, że była to wyprzedaż majątku.
– To są slogany. Dobrym dowodem na to jest ostatnie referendum, w którym używano słowa „wyprzedaż” jako wyzwiska. I większość Polaków nie dała się na to nabrać.
Czy nowy rząd powinien sprywatyzować np. państwowe banki?
– Byłbym ogromnie zdziwiony, gdyby nowy rząd w tej dziedzinie kontynuował pisizm, czyli utrzymał znacjonalizowane to, co PiS znacjonalizował.
Co sądzi pan o wezwaniach do postawienia prezesa NBP Adama Glapińskiego przed Trybunałem Stanu?
– Mam bardzo negatywną opinię, podobnie jak większość obserwatorów, o działaniach prezesa NBP. Głównie to Rada Polityki Pieniężnej pod jego kierownictwem odpowiada za to, że mamy inflację dwa razy wyższą niż w strefie euro. Ale za błędy w polityce pieniężnej prezesa banku centralnego nie można ścigać. Jeśli miałyby być jakieś uzasadnione zarzuty, to dotyczące innych rzeczy. To muszą być niezbite dowody, że jakieś jego działania są sprzeczne z konstytucją czy też z prawem. Nie ma podstaw prawnych, łącznie z konstytucyjnymi, żeby usuwać członków RPP z powodu prowadzonej przez nich polityki pieniężnej. Nie znam też ekspertyz, z których by wynikało, że nominowanie przez PiS sześciu członków RPP łamie konstytucję. Ale drukowanie przez NBP pieniędzy, by finansować deficyt budżetu ją narusza.
Jakiej polityki pieniężnej spodziewa się pan teraz?
– Liczę na to, że polityka pieniężna będzie antyinflacyjna, a RPP będzie działać zgodnie ze swoim mandatem konstytucyjnym. W przeciwnym wypadku jej członkowie narażają się na negatywne oceny, choć niekoniecznie prawne.
Myśli pan, że Polska zostanie objęta unijną procedurą nadmiernego deficytu?
– Jeżeli reguły fiskalne będą naruszane, a sądząc z tego, co wiemy na temat budżetu, to będą naruszane, procedura nadmiernego deficytu będzie uruchomiona. I takie są zapowiedzi.
Co nowy rząd może zrobić, by zwiększyć inwestycje sektora prywatnego?
– Najważniejsze jest odbudowanie zaufania między rządzącymi a prywatnymi przedsiębiorcami. Spadek zaufania był widoczny za rządów PiS. Powodem była arbitralność postępowania władzy, łącznie z prokuraturą. Trzeba też przeanalizować, jak zachowywał się aparat skarbowy. Konieczne jest usuwanie barier wzrostu, co będzie sprzyjać inwestycjom prywatnym. Lecz jeśli będziemy mieli pisizm plus, nie będzie to sprzyjać inwestycjom prywatnym.
Czy nowy rząd powinien dokonać przeglądu prawa gospodarczego, którego jakość była wielokrotnie krytykowana?
– Bardzo ważnym krokiem byłby przegląd prawa gospodarczego. W części zostało to już wykonane przez organizacje społeczeństwa obywatelskiego. Rząd powinien do tych analiz sięgnąć.