Banki: Od Balatonu do Wisły
Opinie na temat aktualnej sytuacji na Węgrzech, z jakimi można spotkać się w Polsce, nacechowane są skrajnościami. Z jednej strony natrafić można na wywody niemal hagiograficzne, w których polityka premiera Victora Orbana i jego partii Fidesz nabiera znamion niepokalanej doskonałości, a każde posunięcie w sferach politycznej i gospodarczej prezentowane jest jako przejaw najgłębszej mądrości i bezbłędnego wyczucia potrzeb (na ogół bez zagłębiania się w szczegóły).
Dariusz Filar
Z drugiej strony nie brak głosów zdecydowanie krytycznych, które eksponują niespójność i doraźność rozwiązań ekonomicznych, a w polityce piętnują jej nacjonalistyczne i autorytarne zapędy. W rezultacie na internetowych stronach współistnieją komentarze, które zdają się dotyczyć dwóch różnych krajów. Pierwszy: „Fidesz to poszanowanie tradycji narodowej i ciężko wywalczonej suwerenności, to wzmocnienie państwa, to rozwój przedsiębiorczości, modernizacja i reformy ekonomiczne, to rozwój demokracji”. I drugi, w którym przytoczono cytaty z listu, jaki do Victora Orbana skierowała Hillary Clinton, amerykańska sekretarz stanu: „Już w czasie naszej rozmowy w Budapeszcie w czerwcu 2011 r. wyraziłam zaniepokojenie w związku ze zmianami konstytucyjnymi planowanymi w Pańskim kraju, szczególnie prosząc o poszanowanie niezależności wymiaru sprawiedliwości, wolności prasy i transparentności rządzenia.”
Skrajność ocen towarzyszy zazwyczaj złożoności sytuacji, z której oceniający wyławiają tylko te elementy, które najbardziej odpowiadają ich własnym przekonaniom. Tak dzieje się dziś w odniesieniu do Węgier – sytuacja kraju jest niezwykle skomplikowana, a premier Victor Orban prowadzi trudną grę, lawirując w gąszczu jej wewnętrznych i zewnętrznych uwarunkowań. Nie pretendując w żadnym przypadku do pozycji wszechwiedzącego arbitra, spróbuję tę sytuację przedstawić w sposób możliwie całościowy.
W kwietniu 2010 r. centroprawicowa partia Fidesz, na której czele stoi Victor Orban, odniosła jednoznaczne zwycięstwo w wyborach do jednoizbowego węgierskiego Zgromadzenia Narodowego – na 386 dostępnych mandatów objęła 263, co zapewniło nie tylko możliwość samodzielnego utworzenia rządu, lecz dało jednocześnie większość dwóch trzecich głosów, która pozwalała na dokonanie zmian w konstytucji. Najprawdopodobniej to właśnie spektakularna skala tego wyborczego zwycięstwa – bardziej niż konkretne tezy programowe Fideszu – sprawiła, że Jarosław Kaczyński, podtrzymując na duchu swoich zwolenników po kolejnej porażce wyborczej w 2011 r., użył słynnego sformułowania: „Będziemy mieli drugi Budapeszt nad Wisłą!”
Dariusz Filar – profesor Uniwersytetu Gdańskiego, członek RPP minionej |
Od imponującej skali zwycięstwa partii Orbana nie mniej interesujące są jednak okoliczności, w jakich taki sukces udało się odnieść. Nie lekceważąc czynników czysto politycznych (skandale korupcyjne związane z koalicyjnymi rządami Węgierskiej Partii Socjalistycznej (MSZP) i Związku Wolnych Demokratów (SzDSz) czy przecieki z wypowiedziami premiera Ferenca Gyurcsany’ego, w których otwarcie przyznawał, że kłamał podczas kampanii wyborczej w 2006 r.), za istotniejsze skłonny jestem uznać uwarunkowania ekonomiczne. Gospodarka węgierska – dysponująca ograniczonym rynkiem wewnętrznym i bardzo mocno uzależniona od wyników eksportu – intensywnie odczuła europejską recesję w 2009 r. W tym przedwyborczym roku produkt krajowy brutto spadł o 6,8 proc. (przypomnijmy, że dla Polski był to rok zielonej wyspy i podniesienia się PKB o 1,6 proc.; w 2010 r., gdy gospodarka polska rosła już w tempie prawie 4 proc., na Węgrzech z trudem udało się przekroczyć barierę 1 proc.). Skurczenie się gospodarki węgierskiej w 2009 r., a później jej nieznaczny tylko wzrost sprawiły, że istotnie powiększyło się bezrobocie – z typowego poziomu ok. 6-7 proc. w latach 2000-2008 do 10 proc. w 2009 r. i 11,2 proc. w roku wyborczym. Po latach 2002-2006, gdy podczas swojej pierwszej kadencji, a zwłaszcza na samym początku swoich rządów socjaliści i liberałowie głęboko zadłużyli państwo, by umożliwić wzrost konsumpcji nieporównywalny z odnotowanym w żadnym innym z krajów środkowoeuropejskich, od 2007 r. konsumpcja już tylko systematycznie rok po roku spadała. Pamięć wyborców i tym razem okazała się krótka – w 2010 r. konsumpcyjnego karnawału na kredyt z lat 2002-2006 nikt już nie pamiętał, a rozpoczęty w 2007 r. post wciąż ...
Artykuł jest płatny. Aby uzyskać dostęp można:
- zalogować się na swoje konto, jeśli wcześniej dokonano zakupu (w tym prenumeraty),
- wykupić dostęp do pojedynczego artykułu: SMS, cena 5 zł netto (6,15 zł brutto) - kup artykuł
- wykupić dostęp do całego wydania pisma, w którym jest ten artykuł: SMS, cena 19 zł netto (23,37 zł brutto) - kup całe wydanie,
- zaprenumerować pismo, aby uzyskać dostęp do wydań bieżących i wszystkich archiwalnych: wejdź na BANK.pl/sklep.
Uwaga:
- zalogowanym użytkownikom, podczas wpisywania kodu, zakup zostanie przypisany i zapamiętany do wykorzystania w przyszłości,
- wpisanie kodu bez zalogowania spowoduje przyznanie uprawnień dostępu do artykułu/wydania na 24 godziny (lub krócej w przypadku wyczyszczenia plików Cookies).
Komunikat dla uczestników Programu Wiedza online:
- bezpłatny dostęp do artykułu wymaga zalogowania się na konto typu BANKOWIEC, STUDENT lub NAUCZYCIEL AKADEMICKI