Bank i Klient: Jeszcze nie czerwone, ale już pomarańczowe światło
Czy można w tej chwili mówić o rosnącym ryzyku na rynku kredytowym, czy rośnie zagrożenie wzrostu nieregulowanych zobowiązań wobec sektora finansowego?
– Jeśli spojrzymy na cały portfel kredytowy, to wygląda to całkiem dobrze. Kiedy patrzymy na kredyt po kredycie, obserwujemy, jak kredyt zachowuje się po miesiącu, trzech miesiącach, piętnastu miesiącach po jego zaciągnięciu, to okazuje się, że poziom ryzyka jest taki sam, jaki był rok czy trzy lata temu. Mamy tylko kilka procent zagrożonych kredytów. Czyli nie jest to niepokojący poziom.
Obserwacja profilu scoringowego klientów, którzy teraz zaciągają kredyty, też nie skłania do niepokoju. Nie widać zagrożenia, że straty na nowych kredytach miałby wzrosnąć.
Jest jednak kilka obszarów, które są – moim zdaniem – ryzykowne. Mogą one stworzyć problemy i dla banków, i dla firm pożyczkowych, a także dla klientów indywidualnych.
Te obszary to z jednej strony kredyty o wydłużonym okresie kredytowania. Średni okres kredytowania nowo udzielanego kredytu w tym roku wynosi 47 miesięcy. Przy czym rzeczywisty okres spłaty to są 23 miesiące. Czyli Kowalski zaciąga długoterminowy kredyt gotówkowy, ale spłaca go znacznie wcześniej, niż wskazuje na to termin spłaty wymieniony w umowie. Ta rozbieżność między zapisanym w umowie a faktycznym terminem spłaty ma się do siebie jak jeden do dwóch. Inaczej mówiąc, kredyt na 46 miesięcy jest spłacany po 23 miesiącach.
Kiedyś kredyty gotówkowe były udzielane przeciętnie na dwadzieścia kilka miesięcy, a rzeczywisty okres spłaty był niewiele krótszy od terminu wskazanego w umowie. Mamy więc do czynienia z nowym zjawiskiem.
Nowym zjawiskiem jest też znaczne wydłużenie zapisanych w umowach kredytowych terminów spłaty. Teraz ponad 40% nowych kredytów gotówkowych jest udzielanych na okres powyżej siedmiu lat.
Jednak, jak wynika z naszych obserwacji, kredyty na dłuższe okresy mają gorszy profil ryzyka. Jednocześnie są udzielane na wyższe kwoty. A im wyższa kwota kredytu, tym wyższa jest przewidywalna strata na nim. Potwierdzają to zgromadzone przez nas dane historyczne. Patrząc kilka lat wstecz, widzimy, że kredyty gotówkowe powyżej 50 tys. zł miały dwucyfrową szkodowość.
W ostatnim czasie przeciętny Kowalski, widząc dobrą sytuację gospodarczą w Polsce, wydłuża coraz bardziej okresy kredytowe i bierze kredyty na coraz większe kwoty.
W swoich ostatnich wypowiedziach, także dla aleBank.pl, zwraca pan uwagę na klientów, którzy są jednocześnie zadłużeni w bankach i w firmach pożyczkowych. Dlaczego może to być groźne zjawisko?
– W tej chwili przechowujemy w bazie Biura Informacji Kredytowej informacje o 430 tys. klientów, którzy mają pożyczki. Widzimy też, że jednocześnie posiadają kredyty bankowe, w tym także mieszkaniowe. W firmach pożyczkowych mają zobowiązania na kilka miliardów złotych, a w bankach na 24 mld zł. To jest bardzo duża kwota.
42% osób z tej grupy ma co najmniej jeden produkt kredytowy lub pożyczkowy, który jest przeterminowany powyżej 90 dni. Jeśli taka osoba przestała spłacać jedno zobowiązanie, to zapewne za chwilę nie będzie mogła spłacać kolejnego. Widać więc, że potencjalne ryzyko niespłacania kolejnych zobowiązań jest spore. Wkrótce posiadane przez te osoby kredyty gotówkowe w bankach mogą nie być obsługiwane, co więcej mogą być nawet zagrożone zaciągnięte przez nie kredyty mieszkaniowe.
I jeszcze rys historyczny. Kiedyś klienci rzadko decydowali się na pożyczki. Teraz ponad 70% osób, które biorą pożyczkę, ma już inną, którą spłaca. Średnia kwota branej w tej chwili pożyczki to 2600 zł. Natomiast średnie zadłużenie klienta firmy pożyczkowej wynosi ponad 9500 zł.
Tu się rodzi pytanie, jak wysokie trzeba mieć dochody, aby móc obsługiwać takie zobowiązania?
Tymczasem pożyczki nie są produktem dla osób, które dobrze zarabiają. Jest to raczej produkt, dla ludzi którzy znajdują się, w nazwijmy to, stresie finansowym.
Widzimy też, że jest spora grupa klientów, która ma już pewne kłopoty z obsługą kredytu bankowego i udaje się po pieniądze do firmy pożyczkowej po to, aby wyjść na prostą.
Oczywiście są osoby, które spłacają pożyczkę i wracają do pozycji klientów banku, które już nie mają opóźnień w spłatach zobowiązań. Ale jest też tak, że klient bankowy nie ma opóźnień, bierze pożyczkę i się „zapętla”.
A teraz informacje z ostatnich miesięcy, które wyostrzają obraz zachodzących zmian. Spójrzmy na udzielane w tej chwili kredyty gotówkowe. W tym roku udzielono ich na 51 mld zł. Kwota nowych pożyczek to 4,7 mld zł. Czyli prawie 10% finasowania krótkoterminowego, które jest niezabezpieczone.
Jeśli popatrzymy na pożyczki dla Kowalskiego pod kątem ich wysokości, to okazuje się, że w grupie kredytów na niskie kwoty, a więc do tysiąca złotych – firmy pożyczkowe mają 80% tortu.
Wspomniał pan, że średnio kredyt gotówkowy jest całkowicie spłacany w połowie terminu przewidzianego w umowie kredytowej. Tymczasem mamy orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, które mówi, że banki i firmy pożyczkowe powinny zwracać klientom, proporcjonalnie do terminu wcześniejszej spłaty, wszystkie poniesione przez konsumenta opłaty będące kosztem kredytu, np. prowizje, koszty ubezpieczenia itd. Jak to może zmienić politykę kredytową banków i firm pożyczkowych?
– Na pewno będzie miało jednorazowy negatywny wpływ na wyniki banków i firm pożyczkowych to, gdy wszystkie te instytucje będą musiały zwrócić część prowizji, która jeszcze się nie zamortyzowała.
Warto dodać, że częstym zjawiskiem jest korzystanie z propozycji powiększenia go lub skonsolidowania kilku kredytów w jeden. Czasami takie propozycje składa bank, w którym konsument ma już kredyt, ale często zdarza się też, że klient dostaje podobną propozycję od innego banku. To powszechny sposób na zyskanie przewagi konkurencyjnej na rynku kredytowym.
Na pewno zmieni się też polityka banków. Banki rocznie udzielają kredytów gotówkowych na kwotę 80 mld zł. Połowa tej kwoty jest związana z konsolidacją.
Jeżeli do zamknięcia umownego kredytu zostały cztery miesiące, to ubytek w prowizji nie będzie duży.
Ale jeśli umowa kredytowa jest na 36 miesięcy, a klient spłaca ten kredyt np. dopiero 10 miesięcy, to raczej żaden bank nie zaproponuje mu zamknięcia tego kredytu i zaciągnięcia nowego, bo to dla banku będzie zbyt kosztowne?
– Bank może zaproponować pozostanie przy dotychczasowym kredycie, a jednocześnie złoży nową ofertę.
A ten nowy kredyt będzie inaczej skonstruowany, np. będzie mniejsza prowizja a wyższa marża odsetkowa?
– Tego nie analizowałem jeszcze, ale być może banki będą proponowały więcej kredytów na krótsze terminy. Jednak z drugiej strony teraz, kiedy Kowalski dostaje kredyt na dłuższy okres, to ma dzięki temu niższą miesięczną ratę – czyli jego zdolność kredytowa jest wyższa. Po prostu stać go na obsługę tak długiego kredytu.
Udzielanie kredytów na krótsze okresy oznacza, że mniej osób będzie miało odpowiednią zdolność do obsługiwania tak krótkich kredytów. Bank takiej osobie policzy koszty utrzymania, obciążenia ratami i odsetkami, i zgodnie z Rekomendacją T – nie udzieli kredytu.
Firmy pożyczkowe nie mają takich ograniczeń, nie muszą zatem stosować się do Rekomendacji T KNF?
– Jeśli firmy pożyczkowe znajdą się pod nadzorem KNF, być może nadzorca zareaguje i nakaże im, aby liczyły także zdolność kredytową klienta, a nie tylko ryzyko kredytowe.
Czy muszą zatem stosować się do orzeczenia TSUE?
– Tak, muszą, ale z natury rzeczy firmy pożyczkowe oferują klientom pożyczki krótkoterminowe, aczkolwiek w wyniku zmian regulacyjnych zwiększają kwoty kredytów gotówkowych, jak i czas trwania kredytu. Jednak to nie jest kredyt jak w banku na siedem lat, tylko np. na rok lub dwa lata, raczej nie dłużej.
Jeszcze niedawno firmy pożyczkowe proponowały pożyczki najczęściej na trzy miesiące. Także w sektorze pożyczkowym część biznesu opiera się na udzielaniu pożyczek, mimo że klient nie spłacił jeszcze poprzedniej.
Jakie jest ogólne zadłużenie Polaków, jaka jest wartość i udział kredytów mieszkaniowych, gotówkowych, pożyczek, kart kredytowych w ogólnym zadłużeniu konsumentów?
– Na koniec sierpnia wartość kredytów bankowych i pożyczek w sektorze finansowym wynosiła 662,4 mld zł.
Wartość kredytów mieszkaniowych jest najwyższa – 453,6 mld zł, wartość kredytów gotówkowych to 159 mld zł, a pożyczek ponad 5 mld zł.
Wykorzystane limity w kartach kredytowych to kolejne 15 mld zł. Limity na rachunkach bankowych – 10 mld, kredyty ratalne – 19 mld zł.
Wartość nowo udzielonych kredytów mieszkaniowych, przez pierwsze osiem miesięcy, to 43 mld zł. To 13,6% więcej niż w analogicznym okresie roku ubiegłego. W tym czasie kredytów gotówkowych udzielono na 51 mld zł, czyli o 8% więcej niż rok wcześniej. Ale co ciekawe, liczba kredytów gotówkowych była podobna jak w roku ubiegłym. Mówiąc w skrócie, udzielono tyle samo kredytów, ale na wyższe kwoty.
Jakie wnioski z tego, o czym pan mówi, powinny wyciągnąć banki oraz instytucje nadzorujące i regulujące rynek finansowy?
– My informujemy o tych zagrożeniach indywidualnie banki, także Związek Banków Polskich, Komisję Nadzoru Finansowego, Narodowy Bank Polski. Wykorzystujemy do tego również różnego rodzaju konferencje i inne wydarzenia publiczne. Pokazujemy ryzyko związane z kredytami wysokokwotowymi i wydłużaniem się okresu kredytowania.
Banki oceniają ryzyko w swoich portfelach. Analizują sytuację klientów, którzy biorą wysokokwotowe kredyty. Bank przed udzieleniem kredytu zagląda do BIK i widzi, jakie Kowalski ma zobowiązania, czy jest zadłużony w firmach pożyczkowych. I tę wiedzę banki uwzględniają w swojej polityce kredytowej.
My mówimy – uwaga, to nie jest jeszcze czerwone światło, ale pomarańczowe.
Są jeszcze inne czynniki, których BIK nie widzi w swoich zasobach, np. możliwość powrotu inflacji i spowolnienia gospodarczego, co istotnie może wpłynąć na sytuację kredytobiorców i kredytodawców.
– Zgadza się, i banki powinny to brać pod uwagę. My też o tym ryzyku mówimy w swoich analizach.
Faktycznie – jeśli spojrzymy na nasze dane dotyczące całego portfela kredytów gotówkowych i mieszkaniowych, na nasze indeksy, jakość kredytów, to nie widać tam niepokojących sygnałów, nie rośnie ryzyko w odniesieniu do całego portfela kredytowego.
Ale jeżeli nie będziemy zwracali uwagi na pojawiające się zagrożenia w poszczególnych grupach portfeli, to może się okazać, że niebezpieczeństwa, które się tam znajdują zainfekują pozostałe części portfela kredytowego, a to już może być niebezpieczne nie tylko dla poszczególnych banków, ale dla całego sektora bankowego.