Kredyt prywatny konkurentem finansowania bankowego
McKinsey ocenił w najnowszym przeglądzie, że łączne przychody globalnego sektora bankowego z działalności pożyczkowo-kredytowej mogły w 2023 r. osiągnąć 4,15 bln (4 150 mld dol.)
Wypracowane zostały z pożyczek udzielonych osobom fizycznym, które miały wartość 49 bilionów (49 000 mld) dolarów oraz dla firm i jednostek sektora publicznego w wysokości 60 bilionów (60 000 mld) dolarów. Razem daje to 109 bilionów dolarów, czyli mniej więcej tyle, ile wynosi teraz produkt brutto świata.
Na tym tle aktywa pracujące jako private credit są ciągle śmiesznie małe – wynoszą ok. 2 bln (2 000 mld) dolarów, czyli stanowią zaledwie ok. 2 proc. aktywów pożyczkowych banków.
Jeśli wziąć w nawias tradycję i ścisłą do niedawna specjalizację, dysproporcja ta jest przede wszystkim pochodną dotychczasowego modelu private credit, w który bierze się na cel firmy i przedsięwzięcia bez szans na pieniądze z banków, ponieważ mają „śmieciowe” ratingi, albo przedstawiają do finansowania przedsięwzięcia zbyt ryzykowne lub nowatorskie.
Model ten przechodzi ewolucję i m.in. dlatego ekspansja private credit stała się zauważalna. Piętnaście lat temu aktywa zaangażowane w tej działalności były mniej więcej 10 razy mniejsze. Skok jest olbrzymi, choć z powodu tzw. niskiej bazy, rozwój nowego segmentu w finansach dostrzegali do niedawna głównie jego prekursorzy i wnikliwi eksperci.
Czytaj także: Najnowsze prognozy MFW dot. globalnego wzrostu PKB i inflacji w Polsce
Wolna gotówka szuka inwestycji
Rośnie podaż środków. Za odpowiednimi obszarami inwestowania wolnych pieniędzy rozgląda się niezwykle zasobny sektor ubezpieczeniowy, fundusze wszelkiej maści, w tym emerytalne, osoby fizyczne zwane inwestorami detalicznymi, a nawet banki.
Te ostatnie wyłącznie pośrednio i bez fanfar, ale z rosnącą chęcią. Takie zaangażowanie nie znajduje bowiem bezpośredniego odzwierciedlenia w księgach, więc nie obciąża natychmiast bilansów kontrolowanych skrupulatnie przez regulatorów, a godny zarobek daje.
Badacze z McKinsey („The next era of private credit, September 24, 2024) sądzą, że w samych Stanach Zjednoczonych potencjał private credit przekracza 30 bln (30 000 mld dolarów).
Gdyby dołożyć do tego co najmniej kilkanaście bilionów potencjału wielkich firm finansowych z Europy Zachodniej i Azji, byłaby to już bardzo silna konkurencja dla banków.
Vivek Mathew – prezes Antares Capital, amerykańskiej firmy czynnej w private credit od 30 lat wskazuje, że udostępnianie pieniędzy na tej zasadzie daje pożyczkodawcom dostęp do świetnych firm z portfela inwestorów private equity, a zarazem wgląd do informacji przydatnych w poszukiwaniach nowych klientów.
Czytaj także: Dyrektor zarządzająca MFW ostrzega przed rosnącym zadłużeniem
Szybko rośnie popyt na prywatne pożyczki
Przez wiele lat głównymi obszarami tzw. inwestycji alternatywnych było private equity i nieruchomości. Teraz doszedł private credit. Dotyczy to także Bliskiego Wschodu kipiącego od wolnej gotówki.
Zdaniem szefa Antares Capital, potencjalny popyt na prywatne pożyczki rośnie szybciej niż kapitały do wykorzystania na tę działalność.
W wyniku ryzyka związanego z inflacją, nieciekawymi widokami na przyszłość i napięciami natury geopolitycznej, duże firmy miały w poprzednich latach gorszy dostęp do tradycyjnego kredytu. W powstałą lukę wszedł private credit. To następny czynnik jego ekspansji.
Istotna okoliczność sprzyjająca private credit to coraz bardziej restrykcyjne regulowanie sektora bankowego. Podczas nowej prezydentury Donalda Trumpa skłonność do mnożenie paragrafów oddziałujących na działalność bankową może być nieco słabsza, ale jeśli nawet, będzie to raczej tylko krótki przestój.
W Stanach ważnym obszarem dla private credit są fuzje i przejęcia (M&A). W kilku poprzednich latach banki z Wall Street straciły zainteresowanie finansowaniem takich transakcji. Teraz im się odmieniło, więc private credit ma trudniej na swym lukratywnym rynku i zawiera więcej umów na pożyczki z klientami przedstawiającymi gorsze i całkiem złe „listy polecające”.
Ale firmy zajmujące się private credit mają swoich inwestorów. Część z nich wyraża zaniepokojenie wynikające ze zbyt małej przejrzystości tej działalności, co sprawia, że trudno im orientować się w jej wynikach.
MFW o private credit
Obawy na tym tle wyraził ostatnio Międzynarodowy Fundusz Walutowy (IMF). W osobnym rozdziale tegorocznego „Global Financial Stability Report” autorzy podkreślili m.in., że pożyczkobiorcami stają się coraz mniejsze firmy, które z natury są bardziej podatne na szkody powstające w wyniku materializacji tego czy innego ryzyka.
Badacze z IMF wskazują, że aktywa private credit są rzadko przedmiotem obrotu, nie podlegają systematycznej wycenie rynku więc nie ma wiarygodnych danych nt. ich rzeczywistej wartości odzwierciedlającej stan biznesu pożyczkobiorców.
Tymczasem, to samo źródło twierdzi, że aż jedna trzecia klientów korzystających z private credit zarabia mniej niż wynoszą same tylko odsetki od tego rodzaju długów.
Wnioski IMF są jednoznaczne – konieczna jest większa aktywność nadzorcza i regulacyjna. Zdaje się, że w dłuższym czasie nawet Donald Trump branży nie pomoże.
Jak odbije się to na rozwoju private credit i konkurencji z bankami? Jak „bonie dydy” – nie wiem.