Unijny spór o podział wielkich pieniędzy, na razie bez finału
Poprzedni budżet unijny, na lata 2014-2020 został uzgodniony 8 lutego 2013 roku, czyli niemal rok przed rozpoczęciem obowiązywania.
Spór nie o wielkość budżetu, ale o sposób rozdzielenia pieniędzy
Obecnie do rozpoczęcia nowych ram budżetowych pozostało niewiele ponad 5 miesięcy, co oznacza, że pieniądze unijne zaczną napływać później, gdyż rządy i samorządy potrzebują czasu, by przygotować odpowiednie projekty.
Kontrowersyjna nie jest wielkość budżet, który ma wynieść 1074 mld euro ani też wielkość funduszu naprawczego – 750 mld euro – ale sposób rozdysponowania pieniędzy.
Wbrew niektórym opiniom przedstawianym w Polsce główna oś sporu nie przebiega między starą i nową Unią i nie dotyczy powiązania wypłaty środków unijnych z przestrzeganiem praworządności.
Ocena przestrzegania przez rządy prawa nie będzie brana pod uwagę przy podziale środków?
Premier Węgier Victor Orban, oskarżany o zapędy autorytarne stwierdził, że konieczność przestrzegania praworządności jest w Unii Europejskiej oczywistością, więc nie ma sensu problemu tego łączyć z finansami.
Wypowiedź Orbana byłą zręczna i cyniczna. Warunkiem przystąpienia do Unii Europejskiej było spełnienie tzw Kryteriów Kopenhaskich, przyjętych na szczycie Unii w czerwcu 1933 roku, wśród których były kryteria polityczne: istnienie instytucji gwarantujących stabilną demokrację; rządy prawa; poszanowanie praw człowieka; poszanowanie praw mniejszości.
Jeżeli więc ktoś został członkiem UE, siłą rzeczy musi przestrzegać rządów prawa.
Ale jest to trudne do zmierzenia, więc jest mało prawdopodobne, by w przyjętym budżecie znalazł się zapis, wiążący przyznawane środki budżetowe z oceną przestrzegania przez rządy UE prawa.
Fundusz Naprawczy obciąży wszystkich podatników w UE
Główny podział wciąż przebiega między „oszczędną czwórką”, do której dołączyła Finlandia, a krajami południa Europy, które chcą nie tylko szybkiego uruchomienia środków z budżetu i funduszu naprawczego, ale też jak najłagodniejszych warunków, pozwalających uzyskać środki z funduszu.
Rolę lidera „oszczędnych” wziął na siebie holenderskiego premiera Mark Rutte. Jego stanowisko odzwierciedla realia polityczne Holandii, gdzie wyborcom nie podoba się proporcjonalnie wysoki wkład netto do unijnej kasy.
Partia Marka Rutte VVD stoi przed wyzwaniem ze strony skrajnie prawicowych partii eurosceptycznych w wyborach w marcu przyszłego roku. To wyjaśnia nieustępliwe stanowisko holenderskiego polityka.
Trzeba jednak pamiętać, że fundusz naprawczy jest eksperymentem – pieniądze mają być pożyczone i obciążać podatników całej Unii Europejskiej. Holenderski premier obawia się, że źle wydane pieniądze z funduszu obciążą proporcjonalnie silniej jego wyborców.
Kompromis dotyczący podziału 750 mld euro z funduszu naprawczego, zaproponowany przez przewodniczącego Rady Europejskiej, Charlesa Michela – 390 mld w postaci dotacji, 360 mld w postaci pożyczek wydaje się możliwy do zaakceptowania, chyba że holenderski premier uzna, że opłaca mu się doprowadzić do trwałego impasu.
Kraje południa Europy chciałyby rzecz jasna, by na dotacje przeznaczono większą część funduszu. Pożyczki obciążą ich budżety, które i tak są mocno zadłużone.
Transformacja energetyczna i cyfryzacja gospodarki
Bardziej skomplikowana jest sprawa planów, które poszczególne kraje muszą przedstawić, by uzyskać dostęp do pieniędzy z funduszu naprawczego. W planach tych mają być zawarte priorytety Unii takie jak transformacja energetyczna, czy cyfryzacja gospodarki.
„Oszczędni” chcą, by ocena tych planów należała nie tylko do Komisji Europejskiej, ale do wszystkich krajów Unii. Pojawił się nawet postulat, by każdy kraj miał prawo weta wobec wypłaty środków z funduszu naprawczego, co mogłoby sparaliżować jego funkcjonowanie.
Nie jest jasne stanowisko polskiego premiera. Mateusz Morawiecki sprawia wrażenie, jakby mu zależało tylko na tym, by nie znalazł się w porozumieniu zapis dotyczący przestrzegania praworządności, jako warunku otrzymania unijnych pieniędzy.
Tymczasem inne warunki, dotyczące finansowania celów priorytetowych dla UE, zwłaszcza transformacji energetycznej, mogą być dla Polski bardzo niewygodne.
Jako jedyny kraj nie zaakceptowaliśmy celu neutralności klimatycznej, jaki Unia chce osiągnąć do 2050 roku.