Nie ma jeszcze w Polsce pastwisk dla rodzimych jednorożców
Wyzwalanie inwencji wymaga zdrowych fundamentów gospodarczych, bezkompromisowych rządów prawa, czasu i pieniędzy. Innowacyjność nie bierze się z zachęt, nie pomagają zaklęcia i modły, połajanki kierowane do zarządów przedsiębiorstw również zdają się na nic.
Innowacje w krajach Forda i Syrenki
Poza głównymi czynnikami liczą się też bardzo tradycje i doświadczenia. Wielkie fory na polu innowacji mają potomkowie twórców legendy General Motors, Mercedesa, czy FIAT-a. Szanse stają się natomiast mikroskopijne, gdy jest się z kraju, którego ostatnim wyczynem było dobrze ponad pół wieku temu auto słynnej marki „syrena”.
Niezwykle ważny jest wreszcie dorobek w postaci wiedzy i wykształcenia ludzi. Droga od wartości dodawanej gięciem blach, np. autobusowych, (bo niemal cała reszta jest z importu) do wyhodowania jednorożców, czyli start-upów wycenionych na 1 mld dolarów i więcej jest niestety bardzo długa i kręta, a my jesteśmy dopiero na pierwszym jej zakręcie.
Zaraz po Nowym Roku świat wpadł w drżenie, gdy z amerykańskiego drona o nazwie Żniwiarz (MQ-9 Reaper), zwanego także Drapieżcą (Predator) wystrzelono rakiety, które zabiły irańskiego super-generała wraz z kilkorgiem jego ludzi.
Maszyna poleciała w pierwszy lot bojowy 25 lat temu nad Serbią, która przywoływana była wtedy do porządku przez siły NATO. Amerykańskie drony, czyli „trutnie” lub „brzęczki” (od ang. brzęczeć) są przykładem innowacyjności naturalnej – nie na zawołanie z politycznych gabinetów.
O słynnych w USA „latających braciach Blue” (The Flying Blue Brothers) nie słyszał w Polsce pewnie nikt, a „Żniwiarz” skonstruowany został w zakładach General Atomics w San Diego należących od ponad 30 lat właśnie do braci Neala i Lindena Blue.
Ptaszek sprawdził się
Neal jest na liście 400 najbogatszych amerykańskich biznesmenów magazynu Forbes, a obaj mają za sobą mnóstwo przygód lotniczych, służbę w US Air Force oraz wielkie doświadczenie zdobywane najpierw w firmie rodziców, a następnie w dużych korporacjach.
Zbiegiem okoliczności, w 1986 r. nadarzyła im się okazja przejęcia General Atomics (GA) na zasadzie wspomaganego wykupu (leveraged buyout). Neal Blue był już od dawna zafiksowany na pomyśle powietrznych aparatów bezzałogowych sterowanych z ziemi dzięki GPS.
Wkrótce zakłady z wielkim dorobkiem w zakresie wyszukanych technologii jądrowych rozpoczęły więc projekt nazwany „Ptaszkiem” (Project Birdie). O nabywców nie było łatwo. Pierwszym kupcem była CIA, która w 1993 r. kupiła drona z GA do wykorzystania w operacjach na Bałkanach.
„Ptaszek” sprawdził się, więc U.S. Navy zamówiła w GA projekt bardziej zaawansowanej maszyny, płacąc 31,7 mln dol., a więc dość drobne pieniądze.
Dzisiaj General Atomics sprzedaje drony za 2,1 mld dolarów rocznie i jest w tej branży drugim graczem po Northrop Grumman (ok. 2,8 mld dol.).
Northrop Grumman to producent m.in. strategicznych bombowców B-2 czy myśliwców Hornet. Niebawem dołączyć ma do nich inny gigant –Boeing, który otrzymał od marynarki amerykańskiej 805 mln dol. na budowę bezzałogowych tankowców powietrznych.
Sukces braci Blue
Richard Whittle – autor książki „Drapieżca: Tajemne początki rewolucji dronów” (Predator: The Secret Origins of the Drone Revolution) twierdzi odważnie, że drony, to najważniejsza technologia wojskowa od czasów międzykontynentalnych, balistycznych pocisków nuklearnych. Możliwe, że ma rację.
Sukces braci Blue jest ilustracją i potwierdzeniem tezy, że na innowacyjność trzeba sobie długo i ciężko zapracować. Wszelkie wyjątki potwierdzają jedynie tę regułę. Innowacyjność na skróty jest jak inwestycje w pracownie alchemików. Pod start-upy w Polsce trzeba długo jeszcze użyźniać glebę, hołubiąc firmy i tworząc ludziom biznesu ludzkie warunki na bardzo długie lata.