Włoskie plaże – problem polityczny
Państwo złym zarządcą swojego majątku
Na pytanie, dlaczego tak jest, próbuje odpowiedzieć na łamach dziennika „Il Sole-24 Ore” Corrado Griffa, bankowiec, doradca przedsiębiorców włoskich i zagranicznych. Nie ma on wątpliwością, że państwo jest bardzo złym zarządcą swojego majątku i „robi wszystko, by jeszcze pogorszyć swoją sytuację”.
Po pierwsze nie stosuje zasad rynkowych, ponieważ „z definicji jest socjalizujące i hołduje duchowi korporatywizmu”. Po drugie nie jest w stanie wprowadzić w życie przepisów unijnych, a konkretnie tzw. dyrektywy usługowej Bolkesteina, która do udziału w przetargach na dzierżawę włoskich plaż morskich dopuszcza inwestorów z całej UE. Tak jest jednak tylko teoretycznie.
Wejście jej w życie, pisze Corrado Griffa, „oznaczałoby postawienie pod znakiem zapytania całego włoskiego biznesu związanego z kąpieliskami morskimi, a także ukazałoby całą krótkowzroczność państwa w tym sektorze”.
Zmowa plażowa?
Dlatego też, twierdzi autor artykułu, w roku 2012, a więc sześć lat po ukazaniu się „dyrektywy usługowej” państwo włoskie, nie konsultując się z nikim, a więc i z Brukselą, zdecydowało, że aktualne koncesje przedłużone zostają do 2034 roku, choć wiadomo było od początku, że sprawą zajmie się Europejski Trybunał Sprawiedliwości (co nastąpi w najbliższych miesiącach).
Co więcej w ustawie budżetowej na bieżący rok rząd zapowiedział przedłużenie koncesji dzierżawców plaż o następne piętnaście lat. Rezultatem jest brak konkurencji w tym sektorze, monopol określonych przedsiębiorców i narzucane przez nich w tej sytuacji wysokie ceny usług.
Jak twierdzi Corrado Griffa, dochody skarbu państwa po wprowadzeniu w życie dyrektywy Bolkensteina, wzrosłyby co najmniej dziesięciokrotnie. Jeżeli tak się nie stało, najwyraźniej państwu na tym nie zależy. „Jest niewolnikiem i jeńcem dobrze znanych lobbies, i zależy mu na głosach, które one kontrolują”.
Włoski premier też lubi plaże
Przykład działania tego mechanizmu ujawniony został w tych dniach zupełnie przypadkowo, może nawet bezwiednie. Wicepremier i minister spraw wewnętrznych Matteo Salvini, lider populistycznej partii Liga, spędził część swego urlopu na plaży Papeete w miejscowości Milano Marittima nad Adriatykiem w prowincji Rawenny.
Zwołał tam nawet konferencję prasową, na której powitał dziennikarzy w kąpielówkach. Okazało się, że plaża należy do niejakiego Massimo Casanovy, który jeszcze przed otwarciem sezonu otrzymał nagrodę od swego politycznego pryncypała: wystawiony został w majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego i zdobył 64 tysiące głosów.
Nie wykluczone, że obrotny przedsiębiorca dopiero w Strasburgu dowie się o istnieniu unijnej dyrektywy usługowej.