Bankowe akcje znów na dnie
W mijającym roku akcje banków należały do najgorszych inwestycji. Dotyczyło to nie tylko tych z kręgu PIIGS. Ucierpiały też niemieckie, francuskie i amerykańskie. Także polskie, mimo rekordowo wysokich zysków.
W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy największe straty przyniosły inwestorom akcje banków. Papiery greckich Pireus Banku, EFG Eurobanku czy Alpha Banku potaniały o 90-94 proc. Taka przecena instytucji finansowych państwa, które de facto splajtowało, oczywiście nie dziwi. Ale w pierwszej dziesiątce banków, których walory straciły na wartości niewiele mniej, znalazły się też nie tylko francusko-belgijska Dexia, mocno zaangażowana w obligacje Grecji, Włoch, Portugalii, Hiszpanii i Irlandii. Papiery portugalskiego Banco Comercial Portugues potaniały o 82 proc. W gronie mocno przecenionych znalazł się także potężny niemiecki Commerzbank, którego walory spadły w 2011 r. o 77 proc.
W światowym sektorze finansowym mamy do czynienia ze zjawiskiem bardzo podobnym do tego, jakie wystąpiło w pierwszej fazie globalnego kryzysu w latach 2007-2009. Wówczas infekcja rozprzestrzeniała się z banków amerykańskich, poprzez papiery dłużne i instrumenty pochodne, oparte na pożyczkach hipotecznych. Obecnie, źródłem zagrożenia dla światowego systemu finansowego stały się długi państw europejskich, znajdujące się w portfelach banków, głównie naszego kontynentu. Ale po raz kolejny okazuje się, że świat finansów nie ma granic geograficznych i procesy w nim zachodzące mają konsekwencje w skali globalnej.
![]()
Patrząc na pierwszą dwudziestkę banków, których akcje straciły najwięcej, widzimy już nie tylko instytucje włoskie i francuskie, ale także amerykańskie. Skala strat jest w tej grupie mało zróżnicowana. Notowania francuskich Societe Generale i Credit Agricole zniżkowały po około 60 proc., podobnie jak Bank of America, AIG, czy w nieco mniejszym stopniu Goldman Sachs i Citigroup.
Fakt, że kursy większości światowych banków osiągnęły pod koniec 2011 r. poziomy zbliżone do tych, z dna bessy z 2009 r., wskazuje na skalę zagrożenia, z jakim mamy obecnie do czynienia w globalnym systemie finansowym. Świadczą o tym także ostatnie działania władz monetarnych. Pod koniec listopada amerykańska rezerwa federalna, Bank Kanady, Bank Anglii, Bank Japonii, Bank Szwajcarii i Europejski Bank Centralny podjęły decyzję o skoordynowanej akcji, polegającej na zwiększeniu płynności finansowej poprzez obniżenie stopy oprocentowania operacji swapów dolarowych. Z podobnymi działaniami banków centralnych mieliśmy do czynienia w poprzedniej fazie kryzysu. O powadze sytuacji świadczy też skwapliwość, wykazana przez europejskie banki w korzystaniu z zaoferowanych 21 grudnia przez Europejski Bank Centralny operacjach pożyczkowych. Skala zainteresowania nimi ze strony banków przerosła oczekiwania ekspertów i w powiązaniu z gotowością EBC do zaspokojenia tego ogromnego zapotrzebowania na gotówkę, zmroziła nieco nastroje na rynkach.
![]()
Na tle tych globalnych wydarzeń, interesująco wygląda sytuacja na naszym rynku finansowym. Skala spadku kursów akcji polskich banków mieści się z niewielkimi wyjątkami w przedziale 20-30 proc.
Jeśli porównać te zniżki z najbardziej renomowanymi bankami Europy i świata, to wynik jest bardzo dobry. Widać to w szczególnie jaskrawym świetle, jeśli zestawić stopy zwrotu naszych instytucji z notowaniami ich zagranicznych właścicieli. W przeliczeniu na euro różnica ta topnieje jedynie w przypadku Banku Handlowego i Citigroup. Jeśli spojrzeć na zmiany cen akcji naszych banków z punktu widzenia rekordowo wysokich wyników finansowych, jakie spodziewane są w 2011 r., to można mieć uczucie niedosytu, by nie powiedzieć niesprawiedliwości. Jednocześnie, to zjawisko obrazuje efekt powiązań obowiązujących we współczesnym świecie finansów.
Roman Przasnyski
Open Finance