10 bilionów dolarów rocznych odsetek od wszelkiego długu
Najprawdziwsza odpowiedź brzmi, że będzie, to co będzie, a co będzie nie wiadomo. Wiedzy o jutrze człeku nie uzyskasz, tak jak nie wyciągniesz soli z przesolonej zupy. Takie coś wstrętnego można tylko wylać.
Jednak gospodarki na szrot nie wyrzucisz. Trzeba zatem niejadalną zupę rozwodnić i znowu doprawić czymś potem, żeby smak jakiś się pojawił.
Solą sypaną do zupy w wielkim nadmiarze są w dzisiejszym świecie długi. Inne ingrediencje używane bez umiaru też ją psują, ale sól najbardziej. Zbyt pieprzną lub korzenną można jeszcze przełknąć, ale mocno przesoloną?
The Economist policzył (oczywiście z grubsza), że globalny dług zaciągnięty przez rządy, firmy i ludzi sięgnąć mógł właśnie prawie 300 bilionów (300 000 mld) dolarów. W 1989 roku miał mieć wartość 83 bln dolarów, a w 2021 roku doszedł do 295 bln dolarów.
Można wszakże żyć z wielkim długiem nad głowami, tyle że koszty ponoszą i będą ponosić głównie maluczcy
Dolary, tak jak każdy inny pieniądz, tracą z czasem na wartości więc wg lepszej miary całkowite zadłużenie świata stanowiło w 2000 roku 230 proc. globalnego produktu brutto, w przededniu pandemii było to 320 proc., a teraz aż 355 procent.
Spłata choćby połowy takich długów w jakimś rozsądnym czasie np. 10 ‒ 15 lat jest w obecnych realiach społeczno-politycznych niemożliwa, także dlatego, że nikt się za coś takiego nie zabierze – „austerity” to niemal wyłącznie niemiecka religia.
Dopóki model nie rozsypie się z jakichś przyczyn, które dziś nie przychodzą nam do głowy, można wszakże żyć z wielkim długiem nad głowami, tyle że koszty ponoszą i będą ponosić głównie maluczcy.
Ten sam The Economist szacuje, że gospodarstwa domowe, firmy, sektor finansowy i rządy zapłaciły w 2021 roku łącznie aż 10,2 (10 200) bln dolarów odsetek od światowego długu. Kwota ta stanowi równowartość ok. 12 proc. globalnego produktu brutto.
Czytaj także: MFW obniżył prognozę globalnego wzrostu PKB w 2022 roku
Jak wyolbrzymiał globalny dług
Dług jest rozsądnym rozwiązaniem służącym przesuwaniu kapitałów bezczynnych lub zatrudnianych dorywczo tam, gdzie czeka nań pełen etat i fura nadgodzin na dodatek. Odsetki są zaś po to, żeby ściągnąć go taką zachętą z kanapy, na której leży patrząc w sufit.
Dzisiejszy problem polega więc nie na tym, że dług jest, lecz na tym, że jest zbyt wielki. Wyolbrzymiał, bo po kryzysie finansowym 2007 ‒ 2009, a teraz wskutek pandemii, świat poszedł w tzw. drukowanie.
Jednak (…) luzowanie ilościowe (QE) staje się „passé”, w modę wchodzi jego przeciwieństwo oraz alter ego ‒ zacieśnianie ilościowe (QT ‒ quantitative tightening)
Pieniędzy przybyło na potęgę, coś musiały robić, bo środki leżące odłogiem to najgorszy sen kapitalisty. Wobec wielkiej podaży pieniędzy cena długu była coraz mniejsza. Licząc od początku obecnego stulecia efektywna stopa procentowa amerykańskiego banku centralnego spadła z 6,5 proc. do 0,08 proc. w 2021 roku. I mamy teraz to co mamy, 300 bln dolarów długów.
Świat finansów zaczął jednak w końcu przytomnieć, luzowanie ilościowe (QE) staje się „passé”, w modę wchodzi jego przeciwieństwo oraz alter ego ‒ zacieśnianie ilościowe (QT ‒ quantitative tightening), stopy procentowe rosną, odsetki od długów puchną.
W zgrubnej kalkulacji, podwyżka stóp procentowych o jeden punkt procentowy oznacza, że w 2026 roku koszty odsetek mogą dojść do 16 bln dolarów, tj. do ok. 15 proc. globalnego produktu spodziewanego za 4 lata. Jeśli stopy procentowe wzrosłyby o dwa punkty procentowe, to w tymże 2026 roku odsetki od globalnego długu urosłyby prawdopodobnie do mniej więcej 20 bln dolarów (25 proc. PKB).
Czytaj także: Przy słabnącym wpływie pandemii na gospodarkę bogate kraje uciekają biedniejszym, raport Euler Hermes
Dług publiczny ‒ plasterek na kryzys?
Rządy sobie z tym ciężarem poradzą, nakładając podatki i popadając w jeszcze większe długi. Wielkie i duże korporacje też go uniosą. Banki i w ogóle firmy finansowe na długach zarabiają. Płatnikami będą zatem głównie ludzie z małymi dochodami i majątkiem oraz bardzo liczne małe i średnie firmy.
Inwestycje publiczne (…) są mniej racjonalne od prywatnych. Kiedyś ich ikoną były piramidy i tzw. „białe słonie”, teraz przekop Mierzei, złomowana właśnie stępka czy rodzima elektryczna „Izera”
Amerykański ekonomista i historyk gospodarki Barry Eichengreen napisał książkę pod jednoznacznym tytułem: „W obronie długu publicznego” (In Defence of Public Debt). Wychodzi w niej z założenia, że dług był, jest i będzie, czemu zaprzeczyć się nie da, zwłaszcza jeśli dotyczy to biznesu. Ale dług publiczny zaciągany ponad głowami ludu i tylko rzekomo w jego interesie, bo głównie dla komfortu aktualnej władzy?
W ujęciu Eichengreena dług publiczny jest jednak czymś pożytecznym, bo pomaga wychodzić z kryzysów finansowych i służy robotom publicznym. Badacz ten podkreśla też rolę długu publicznego jako zabezpieczenia pod prywatne długi biznesowe, który w ten sposób służyć ma rozwojowi rynków.
Wielu mu przyklaśnie, choć nie warto. Kryzys gospodarczy odgrywa swą ozdrowieńczą rolę, gdy da popalić. Gdy się zagłaska jego skutki tak, że prawie nie boli, nauki idą w kąt i znowu zaraz przyjdzie. Natomiast inwestycje publiczne są nieracjonalne, albo mniej racjonalne od prywatnych. Kiedyś ich ikoną były piramidy i tzw. „białe słonie”, teraz przekop Mierzei, złomowana właśnie stępka czy rodzima elektryczna „Izera”, o której coraz ciszej.
Nie sposób z kolei nie zgodzić się, że efektywnym sposobem na zmniejszanie ciężaru wszelkich długów jest inflacja. Drugi sposób to wzrost gospodarczy, dostarczający dodatkowych środków.
Jednak inflacja to głównie zmora biednych, a wzrost nie może być ślepy, dziś także z powodów środowiskowo-klimatycznych. Polecać trzeba zatem umiar dłużny. Również dlatego, że nikt już nie rozumie świata finansów, choć bardzo wielu udaje, że ma o nim pojęcie.