Złudzenia w finansach osobistych część III
Magia realności
Spora część inwestorów, a także posiadaczy oszczędności, dużą wagę przywiązuje do materialnej formy lokowania kapitału. Wielu z nas lubi „widzieć” swoją inwestycję, co sprawia wrażenie jej realności, posiadania nad nią kontroli, daje poczucie komfortu, bezpieczeństwa, czy wręcz jest namacalnym dowodem bogactwa. Stąd bierze się, ujawniana w wielu badaniach preferencji inwestycyjnych, tak duża popularność nieruchomości, złota i innych „kosztowności, a także gotówki, trzymanej w postaci banknotów. Przywiązanie do tej cechy inwestycji jest dość powszechne, niezależnie od tradycji, wzorców kulturowych, stopnia zamożności, czy wykształcenia. Wynika więc, że jest ona zakorzeniona głęboko w świadomości, czy psychice ludzkiej. Nie ma w tym oczywiście nic złego, jednak warto zdawać sobie sprawę, że forma naszej inwestycji nie zawsze wiąże się z jej zyskownością. Najlepszym tego przykładem jest trzymanie gotówki w sejfie, czy przysłowiowej skarpecie, gdzie jest narażona na niebezpieczeństwo kradzieży, pożaru, powodzi, a z pewnością ulega erozji z powodu inflacji. Często zdarza się także, że przesadnie przeceniamy opłacalność naszej realnej inwestycji. Zdarza się tak na ogół w przypadku nieruchomości. Bywają oczywiście okresy, gdy ceny domów, mieszkań, czy gruntów idą mocno w górę, ale nie należą do rzadkości sytuacje, w których sprzedajemy je po cenach znacznie niższych niż oczekujemy, a przychody z wynajmu czy dzierżawy nie są wyższe niż z lokat bankowych. Wiele osób, nie zawsze racjonalnie, ocenia bezpieczeństwo swojej realnej inwestycji znacznie wyżej, niż lokowanie kapitału w banku, w postaci depozytu lub papierów wartościowych, które mają postać jedynie zapisów na kontach.
Nie ufamy bankom, idziemy do parabanków
Choć upadłości banków, defraudacje i oszustwa, dokonywane przez ich pracowników, czy zwykłe pomyłki, związane z dokonywanymi w nich transakcjami, zdarzają się bardzo rzadko, część z nas nie ma zaufania do legalnie działających instytucji finansowych. Najczęściej trudno tę nieufność racjonalnie uzasadnić. Nie przekonują nas fakty, świadczące o tym, że od kilkudziesięciu lat nie upadł żaden bank, a system ubezpieczeń przekazywanych im pieniędzy chroni klientów przed ich utratą. Mimo istnienia sprawdzonych systemów ochrony i ewidencji środków oraz wszelkich transakcji, bardziej boimy się tego, co może stać się z naszymi pieniędzmi w banku, niż w domu. Jednocześnie nieufność do instytucji finansowych, nie przeszkadza części z nas korzystać z usług osób i firm, które jedynie stwarzają pozory legalności i bezpieczeństwa powierzanych im pieniędzy. Często chciwość bierze górę nad rozsądkiem i dajemy się złapać na miraże wysokich i pewnych zysków, ulegając złudnym obietnicom, niemającym szans na spełnienie i przymykając oko na niejasne formalności i brak realnych zabezpieczeń powierzanych im pieniędzy. Świadczą o tym ujawniane co pewien czas afery, w których liczbę poszkodowanych mierzy się w dziesiątkach tysięcy osób. Jak można się domyślać, te najbardziej głośne sprawy nie są jedynymi przypadkami, w których naiwni poszukiwacze zysków tracą swoje oszczędności. Także to zjawisko nie omija żadnej nacji czy grupy społecznej. Nabierać dają się w równym stopniu Polacy, Amerykanie, Niemcy, nie ma też barier kulturowych, stopnia zamożności czy edukacji i wykształcenia.
Tradycja nie zawsze popłaca
W lokowaniu i inwestowaniu pieniędzy ludzie kierują się tradycją, przyzwyczajeniami, nawykami i stereotypami znacznie częściej, niż w innych dziedzinach. Ta cecha naszej natury powoduje, że nie zawsze wybieramy to, co dla nas i dla naszych pieniędzy najlepsze, najbardziej racjonalne i zyskowne. Często z tego powodu tracimy szanse na korzystne inwestycje. Choć jak w każdym społeczeństwie, mamy niemałą grupę odważnych, korzystających z różnorodności ofert instytucji finansowych i licznych innowacji, spora część z nas wciąż nieufnie podchodzi do najprostszych choćby produktów, takich jak rachunek bankowy, czy karta kredytowa, o transakcjach przez Internet, czy giełdzie nie wspominając. Jeśli już przekonamy się do korzystania z usług jakiejś instytucji, zwykle przywiązujemy się do naszego wyboru i trzymamy się go, o ile tylko wybrany przez nas bank czy firma ubezpieczeniowa nie wystawia naszych nerwów i cierpliwości na poważniejszą próbę. O ile nieuzasadnionej lojalności w znacznym stopniu wyzbyliśmy się w odniesieniu choćby do sklepów, to w przypadku instytucji finansowych z reguły jesteśmy bardziej konserwatywni. A właśnie w tej sferze lojalność i tradycja bywają złymi doradcami. Konkurencja na rynku usług finansowych jest nie mniejsza niż w przypadku super i hipermarketów, warto więc z niej korzystać, wybierając oferty i produkty najbardziej dla nas korzystne. Można w ten sposób nie tylko sporo zaoszczędzić, ale także niemało zarobić. Różnice w kosztach i opłacalności usług finansowych, bywają czasem znaczące. Na wybór warto poświęcić choćby niewielką część czasu, jaką przeznaczamy na zakupy, których zresztą dokonujemy korzystając często z finansowych instrumentów, oferowanych przez banki.
Roman Przasnyski
Open Finance