Zagrożenia dla giełd aktualne, nastroje szampańskie
W takich warunkach mocno podejrzanie wypada podchodzić do przekraczających 2 proc. wzrostów na europejskich parkietach, i to już nie tylko w Paryżu i Frankfurcie, lecz także w Mediolanie i Lizbonie oraz w mniejszym stopniu w Madrycie. Oczywiście nie sposób nie wiązać ich z działania EBC i z tego względu nie powinno dziwić, ale czemu akurat wczoraj pojawiły się z takim impetem? W przypadku CAC40 czy DAX-a można wręcz obawiać się, że to euforia mogąca zapowiadać korektę po imponującym przecież wielotygodniowym rajdzie.
Powodów do niej nie powinno zabraknąć. Grecy zamiast rozmawiać o reformach i warunkach kontynuacji europejskiej pomocy, domagają się od Niemiec odszkodowań wojennych i grożą zajęciem niemieckich nieruchomości, znajdujących się na terenie Grecji. Nie wydaje się, by była to najkrótsza droga do powodzenia negocjacji, na które czasu jest coraz mniej. Nie słabnie także popyt na obligacje skarbowe europejskich państw, mimo że w jego wyniku rentowności topnieją do coraz bardziej mikroskopijnych poziomów. Kurs euro spadł już do 1,05 dolara, a więc o kolejne 1,3 proc. i można liczyć co najwyżej na chwilową korektę tego dynamicznego, trwającego od końca lutego ruchu.
Choć europejskie parkiety od pewnego czasu podążają własną ścieżką, nie zważając zbytnio na to, co dzieje się na Wall Street, niemniej jednak ten brak wrażliwości także może mieć swój kres. Amerykańskie indeksy wczoraj, mimo nienajgorszego początku handlu, zakończyły dzień o 0,15-0,2 proc. pod kreską. Spadek niewielki, ale wpisuje się w scenariusz przybierającej na sile korekty, która trwa już od ośmiu dni i uszczupliła S&P500 o ponad 3,5 proc. Taki ruch nie odbywa się bez powodu i często nie bez konsekwencji. Tym bardziej, że wciąż nad rynkami wisi perspektywa podwyżki stóp procentowych. Być może mamy już do czynienia z nerwowością przed przyszłotygodniowym posiedzeniem Fed i oczekiwaniem, czy nie zniknie po nim sformułowanie o cierpliwości rezerwy federalnej.
O zachowaniu naszego rynku po wczorajszej sesji nie da się powiedzieć wiele nowego i dobrego. Po nijakim handlu indeksy poszły w górę po kilka dziesiątych procent, pozostając daleko w tyle za wskaźnikami na głównych parkietach i pozostawiając tym samym spory niesmak oraz obawy przed tym, co może się dziać, gdy na świecie rzeczywiście zobaczymy większą korektę. Wtorkowe zachowanie się WIG20 pokazuje, że jest czego się bać.
W środę fatalnie zachowywały się nasze rafinerie i spółki surowcowe, za wyjątkiem PGNiG i odreagowujących silne spadki akcji JSW. Notowania bankowej stawki także były zróżnicowane. Słabo radziły sobie spółki energetyczne. Lokomotyw dla indeksu największych firm wciąż więc nie widać. Tym bardziej dziś z uwagą będziemy obserwować reakcję na publikacje wyników Bogdanki i Tauronu. W pierwszym przypadku zysk netto w 2014 r. spadł o 16 proc., a w drugim o niemal 10 proc.
Poranek na rynkach zapowiada jednak przynajmniej optymistyczny początek handlu. Surowce z trudem, ale przezwyciężają słabość. Na giełdach azjatyckich dominują zwyżki. Nikkei wzrósł o 1,5 proc., a wskaźnik w Szanghaju idzie w górę o niemal 2 proc. Kontrakty na główne indeksy rosną po 0,2-0,3 proc. Warto jednak zachować czujność.
Roman Przasnyski
analityk niezależny