Zabraniania nie lubimy
Nie, żebym zachęcał do picia. Broń Boże! Ale taki wieczorny koniaczek (bo jeszcze jesień)… Póki jeszcze można go kupić w każdą niedzielę, póki nie zlikwidowano nadmiaru sklepów z alkoholem, póki wyszynk nie został zakazany po 22. Bo wszystkim władzom na świecie wydaje się, że jeśli czegoś zakażą, to zniknie. Otóż nie. Po pierwsze, ludzie strasznie nie lubią, jak im się coś narzuca. Wszyscy, niezależnie od narodowości. Nawet północni Koreańczycy. Ci jednak są w fatalnej sytuacji, bo wszelkie zakazy i nakazy są u nich poparte siłą. Czy ta siła je popiera? O tyle, o ile. Siła ma to do siebie, że często łamie nakazy, które narzuca i egzekwuje. No, chyba że jest fanatycznym ajatollachem albo… (tu proszę sobie wstawić kogokolwiek. Nawet z Polski). Jak ktoś chce przykład w wersji literackiej, to niech sobie „Folwark zwierzęcy” przeczyta. Jak to kiedyś u nas mawiano: co to jest szampan? To napój klasy robotniczej, pity ustami jej przedstawicieli. Bo nawet jeśli coś czasem zakazane nie jest, to dostępne już nie bardzo. Albo w ograniczonym (przez kogoś tam) zakresie. Bo „możesz otrzymać samochód w każdym kolorze, pod warunkiem, że będzie to kolor czarny” – mówił o Fordzie T Henry Ford.
Zakazy dają jeszcze jeden efekt, którego władza bardzo nie lubi – tak bardzo, że udaje, iż go nie ma. Otóż natychmiast tworzy się czarny rynek zakazanego towaru czy usługi. Nie ma nocnego sklepu z alkoholem? To będzie melina. Nie ma alkoholu? To go przemycimy. Jak wiadomo, historia uczy jednego: że nigdy nikogo niczego nie nauczyła. Była w Stanach prohibicja? Była. Zlikwidowała pijaństwo? Nie. Dała za to paliwo do rozwoju wszelkiej proweniencji gangom i podziemnemu handlowi. Prohibicję zniesiono, gangi dalej czują się doskonale. Można podejrzewać, że nie rozwinęłyby się w takim stopniu, gdyby nie te 16 lat zakazu sprzedaży alkoholu, jego produkcji i transportu. Może u nas Wołomin i Pruszków jeszcze tego wspomnianego paliwa do rozwoju nie dostaną, ale meliniarstwo – na pewno. Nie bij: przetłumacz – ta metoda wychowawcza jest raczej bardziej skuteczna niż – jak to ponoć powiedział Lenin – wylewanie dziecka z kąpielą. Kij bez marchewki może zadziałać odwrotnie. Ta marchewka byłoby przekonywanie – a przekonany neofita jest, jak wiadomo, gorszy od starego wyznawcy. Czy abstynenta.
Przemysław Szubański