Wzrośnie nasz deficyt z Hiszpanią, Niemcami i Portugalią
Budżet, wyciek danych, Trybunał, frankowicze... O tym nie napiszę, bo - jak wiele innych osób - mam tego serdecznie dosyć. Podobnie jak kilkudziesięciu innych tematów, które przewijają się w mediach wszelkiej proweniencji. Najchętniej zamknąłbym się gdzieś, gdzie ten zgiełk nie dociera, obłożył książkami (prawdziwymi, nie elektronicznymi) i przeczekał.
Przy tej liczbie książek, które wypełniają mój dom, nie miałbym z tym żadnego problemu. Niestety, o ile czytanie jest jak najbardziej możliwe i wskazane, o tyle zamknięcie się na polską rzeczywistość już nie. Dlatego zajmę się tematem nie tyle neutralnym, co dla mnie tak ewidentnym, że łatwo o nim napisać: grupą Ligi Mistrzów z Legią Warszawa.
Real Madryt, Borussia Dortmund, Sporting Lizbona… Ktoś wierzy, że w tym składzie Legia zdobędzie chociaż bramkę, o punkcie nie mówiąc? Z sondaży wynika tymczasem, że są tacy, którzy wierzą, że Legia wyjdzie z grupy!
Kiedyś kibicowałem Legii, bywałem na wszystkich jej warszawskich meczach. Doskonale pamiętam pierwszy, na którym byłem: 19 listopada 1972 roku, z Górnikiem Zabrze. Poprzedzony pożegnaniem Lucjana Brychczego. Owacje, „Sto lat”, potem bramka Roberta Gadochy i… dwie bramki Andrzeja Szarmacha, dwie strzelone przez Jana Banasia. Skład Legii:
Piotr Mowlik (bramkarz)
Zygfryd Blaut
Antoni Trzaskowski
Andrzej Zygmunt
Władysław Stachurski
Lesław Ćmikiewicz
Kazimierz Deyna
Tadeusz Nowak
Jan Pieszko
Stefan Białas (35 Tadeusz Cypka)
Robert Gadocha
I ja się teraz grzecznie pytam: czy któryś z obecnych piłkarzy Legii dorównuje tamtemu składowi? Piłkarzom, którzy omal nie wyeliminowali AC Milan z Pucharu Zdobywców Pucharów, a wcześniej rozgromili islandzki Vikingu Reykjavik 9:0? Po siódmej chyba czy ósmej bramce kibice przy Łazienkowskiej zaczęli dopingować Islandczyków.
A kibice – nie bywam na obecnym stadionie i nie wiem, czy śpiewają lub skandują o piłkarzach z aktualnego składu tak, jak robiono to wtedy. „Nowak Tadeusz, to Legii jest Prometeusz”, czy po faulach na Deynie: „Deyna Kazimierz, nie rusz Kazika, bo zginiesz”. Pewnie nie, bo i piłkarze nie tacy, i nazwiska jakoś trudne do skandowania i rymowania…
Przemysław Szubański