Wysokie ceny energii w Niemczech – odbiorca bez dopłat do rachunku
Droższy prąd to poniekąd i czystsze powietrze w niemieckich miastach. Od lat energia ze źródeł odnawialnych to tam oczko w głowie niemal każdego inwestora czy oświeconego obywatela w mieście lub na wsi. Dopłaty do rachunków za prąd? Nie słyszałem. W Niemczech wspiera się raczej oszczędzanie niż trwonienie energii, inaczej rozkłada akcenty.
Drogi prąd
Cena niemieckiego prądu jest o ponad 45 proc. wyższa od przeciętnej w Europie. Jedna kilowatogodzina kosztuje obecnie 29,86 eurocenta i tylko w Danii jest drożej. W minionych pięciu latach cena praktycznie nie rosła, choć w ciągu piętnastu wzrosła o 81 proc. Według ekspertów, w przyszłym roku prąd w Niemczech znów zdrożeje.
Jego cena pozostawała stabilna, chociaż rosły podatki i inne opłaty czyli udział państwa. Dziś stanowi on 54,3 proc. ceny. Reszta to koszt wytworzenia i przesłania prądu (21 i 24,7 proc.). Na giełdzie hurtowej w Lipsku dostawcy prądu płacili dotychczas przeciętnie 33,51 euro za megawatogodzinę. W tym roku, z dostawą w przyszłym, megawatogodzina kosztowała już 50,56 euro.
Więcej zielonej energii
W Niemczech stale rośnie udział energii odnawialnej (erneuerbare Energie), a w ostatnich kilkunastu latach ten proces bardzo przyśpieszył. Według danych na trzeci kwartał br., prąd z odnawialnych źródeł energii (OZE) pokrywa aż 38 proc. zużycia brutto. Wyliczył to Federalny Związek Gospodarki Energetycznej i Wodnej (Bundesverband der Energie- und Wasserwirtschaft – BDEW). „Czysty” prąd pochodził głównie z farm wiatrowych (prawie połowa), z paneli słonecznych, elektrowni wodnych oraz spalania biomasy i biogazu.
Rozwój OZE dzięki podatkom
Państwo wspiera OZE za pomocą podatku, płaconego przez obywateli od całego zużycia prądu ze wszystkich źródeł. Ten „haracz” wynosi 6,88 centów za kWh i podnosi rachunki za prąd o 23 proc. (jest to część w/w państwowego udziału w cenie prądu). Pobrane kwoty dzieli się między producentów czystej energii.
Względnie mały jest zaś udział prądu ze spalania węgla kamiennego (ok. 16 proc.) oraz z elektrowni atomowych (ok. 11 proc.). Nieco więcej – około dwudziestu procent – pochodzi z węgla brunatnego.
Po katastrofie w elektrowni jądrowej w Fukuszimie w 2011 r. rząd Angeli Merkel podjął decyzję o stopniowym zamykaniu takich elektrowni w Niemczech. Ostatnia zostanie odłączona od sieci w 2022 r., a i węgiel traci na znaczeniu, choć jego przeciwnicy uważają, że za wolno.
Niemcy mają w każdym razie ambitne cele, które tak sformułował Stefan Kapferer, dyrektor wykonawczy BDEW: „W produkcji prądu energie odnawialne idą coraz szerszą ławą, podczas gdy stale spada wkład konwencjonalnych źródeł. Przed nami wszakże jeszcze wiele pracy, jeśli chcemy do roku 2030 osiągnąć 65-procentowy udział energii odnawialnych”.
Wiele różnych źródeł energii, wielu dostawców
Niemiecki rynek energetyczny pozostaje stabilny dzięki różnym czynnikom: zróżnicowaniu źródeł (miks energetyczny), prywatyzacji i wielości dostawców; prąd do domów dostarcza mianowicie ponad dziewięćset głównie lokalnych zakładów, które ze sobą konkurują.
Trzyosobowe gospodarstwo domowe, według portalu konsumenckiego Verivox, wydaje na prąd 94 euro miesięcznie (według wyliczeń BDEW 85 euro przy średnim zużyciu 3.500 kWh).
Niemcy pozostają też największym w Europie eksporterem netto prądu. W zeszłym roku sprzedali 60 terawatogodzin (jedna TWh to miliard kilowatogodzin), co stanowi jedną dziesiątą zużytej w kraju energii. To dobry, czysty interes.
Bez prądu nie da się żyć. Energia wiatrowa i wodna plus słońce i biomasa oraz trochę węgla, a nie na odwrót, pomagają ufać, że można w zdrowiu pożyć trochę dłużej.