Wyprzedaż akcji na Wall Street
Nerwowo było w poniedziałek na Wall Street, gdzie inwestorzy podjęli próbę przerwania spadków. Nie udało się. Sesja zakończyła się dużą przeceną. Jej konsekwencje powinny mocno niepokoić posiadaczy akcji.
Wczorajsza sesja na Wall Street rozpoczęła się od wzrostowego odbicia. Po dwóch dniach silnej przeceny nie było w tym nic dziwnego – naturalna skłonność do kupna przecenionych akcji. Tyle tylko, że chęć do zakupów bardzo szybko przeszła inwestorom. Sama końcówka notowań przyniosła natomiast niemal paniczną wyprzedaż. Ostatecznie Średnia Przemysłowa spadła o 1,35% do 16321,1 pkt., kończąc dzień na najniższym poziomie od 15 kwietnia. Indeks S&P500 stracił 1,65% i znalazł się najniżej od 20 maja br. Technologiczny Nasdaq Composite został zaś przeceniony o 1,46%, testując poziomy nieoglądane od 23 maja.
Przyczyn ucieczki inwestorów w końcówce sesji można wskazać kilka. Od nieudanej próby wygenerowania wzrostowego odbicia (nie chce rosnąć, czyli będzie spadać), poprzez przecenę ropy, a na analizie technicznej kończąc.
Jakie nie byłyby przyczyny poniedziałkowej wyprzedaży w USA, jej konsekwencje powinny mocno martwić posiadaczy akcji. Oto bowiem indeks DJIA przełamał silne średnioterminowe wsparcie tworzone przez dołek z sierpnia br. Analogicznej bariery nie udało się obronić również na wykresie S&P500. Natomiast Nasdaq, który swój dołek sprzed dwóch miesięcy pokonał już w piątek, wczorajszym spadkiem potwierdził, że kieruje się ku wsparciom z kwietnia i maja br. Oczywiście jest mało prawdopodobne, żeby Wall Street dalej spadała w podobnym tempie. Nie mniej jednak, prawdopodobnie cały październik będzie stał pod znakiem niedźwiedzi.
Źle prezentuje się nie tylko sytuacja na amerykańskich indeksach, ale też na innych rynkach. I tak np. niemiecki DAX wykreślił w ostatnich dniach potężnych rozmiarów formację głowy z ramionami. Formację, która zapowiada nie tydzień spadków, ale nawet i dwa miesiące. Co więcej, obserwując spowolnienie w niemieckiej gospodarce, taki okres dekoniunktury jest jak najbardziej zasadny na gruncie czynników fundamentalnych.
Równie źle prezentuje się sytuacja techniczna na wykresie francuskiego indeksu CAC40, który już w piątek pokonał silne średnioterminowe wsparcie tworzone przez dołek sprzed dwóch miesięcy. W tym przypadku jeszcze mocniej niż dla DAX-a, spadki cen akcji znajdują uzasadnienie w słabej kondycji tamtejszej gospodarki.
Z tego negatywnego obrazu w sposób oczywisty nie wyłamuje się warszawska giełda. W przypadku indeksu WIG podstawowym sygnałem sprzedaży jest wyrysowana we wrześniu formacja głowy z ramionami. Sugeruje ona zejście indeks przynajmniej w okolice 52400 pkt. To plan minimum dla podaży. Możliwy do osiągnięcia nawet dziś. W tym miejscu warto jednak podkreślić, że pomimo wspomnianej podażowej formacji, sytuacja techniczna WIG jest dużo lepsza niż opisanych wcześniej indeksów. Sierpniowy dołek nie jest bowiem w żaden sposób zagrożony. Znajduje się on na poziomie 49321,8 pkt. i na tę chwilę tworzy barierę nie do przejścia dla niedźwiedzi.
Poniedziałkowa wyprzedaż na Wall Street w sposób oczywisty psuje klimat inwestycyjny. I jakkolwiek jest prawdopodobne, że sesje w Europie rozpoczną się od spadków, to już spadki na ich zamknięciu nie są przesądzone. Podobnie jak to miało miejsce w poniedziałek, inwestorzy mogą zagrać pod odbicie w USA. W praktyce o tym, czy takie odbicie będzie mieć miejsce zdecydują przede wszystkim wyniki amerykańskich spółek. Dziś na dobre bowiem startuje sezon publikacji wyników kwartalnych. Jeszcze przed rozpoczęciem sesji na Wall Street raporty opublikują: Bank of America, Citigroup, JPMorgan i Wells Fargo. Po sesji uczyni to natomiast eBay i Intel.
Wyniki kwartalne zdominują dzisiejszy dzień. Nie będą to jednak jedyne impulsy mogące wpływać na nastroje. Taki wpływ może też mieć publikacja niemieckiego indeksu ZEW (godz. 11:00; prognoza: 1 pkt.) oraz raport o produkcji przemysłowej w strefie euro (godz. 11:00; prognoza: -1,6% M/M).
Wydarzeniem dnia w Polsce, jednak już bez realnego wpływu na ceny akcji, będzie t publikacja przez Narodowy Bank Polski bilansu płatniczego. W sierpniu oczekuje się 425 mln EUR deficytu na rachunku obrotów bieżących, po tym jak w lipcu sięgnął on 173 mln EUR.
Marcin Kiepas,
Admiral Markets