Wreszcie dobra wiadomość dla drobnego handlu, rząd chce państwowej sieci sklepów detalicznych
W ostatnich latach upadło kilka polskich sieci handlu detalicznego, których pozycja na rynku wydawała się silna.
Błędne kalkulacje
6 czerwca 2016 r. Sąd Rejonowy w Warszawie ogłosił upadłość likwidacyjną spółki MARCPOL SA, która 9 lat wcześniej została laureatem konkursu „Teraz Polska”. W 2015 roku spółka miała 60 dużych sklepów, które nastawione były na klienta średniozamożnego.
Atutem ich była też średnia wielkość – klient nie musiał długo szukać towarów – i dobre usytuowanie, w pobliżu osiedli mieszkaniowych. W 2016 roku okazało się, że spółka wymaga reorganizacji, która jednak jej nie uratowała.
W 2012 roku wniosek o upadłość złożyła spółka akcyjna, notowana na giełdzie Bomi SA. Istniała od 1990 roku i w szczytowym momencie posiadała 36 sklepów w 20 miastach.
Wydawała się skazana na sukces, gdyż celowała w klienta zamożniejszego, szukającego towarów „z wyższej półki” – zagranicznych serów, owoców, ryb. Szybko bogacąca się klasa średnia była grupą docelową sklepów Bomi.
Kalkulacje okazały się błędne.
Kolejne bankructwo
Podobny był los delikatesów Alma. Założył ją w 1991 roku Jerzy Mazgaj, który prywatną działalność rozpoczął jeszcze w latach 80. XX wieku. Wizją założyciela było „nauczenie Polaków luksusu” oraz stworzenie oferty produktów dla najbardziej wymagających klientów.
W maju 2016 roku Alma posiadała już 49 placówek na terenie całego kraju, a rok wcześniej powstał pierwszy punkt sprzedaży na zasadach franczyzy. Można uznać ten moment za szczytowy w rozwoju Alma. Ale we wrześniu 2016 roku Alma złożyła wniosek o otwarcie postępowania sanacyjnego. 14 lutego 2017 sąd zawiesił postępowanie sanacyjne. Alma podjęła decyzję o sporządzeniu wniosku o upadłość spółki obejmującej likwidację majątku.
Czytaj także: Zamiast sieci sklepów państwowych będzie holding rolno-spożywczy?
Stworzona w 1990 roku przez Eleonorę Woś i jej synów sieć „Piotr i Paweł” liczyła w 2016 r. 138 sklepów. W 2017 r. popadła w kłopoty finansowe i została kupiona przez południowoafrykańską grupę Spar Group, która podjęła decyzję o wygaszeniu marki „Piotr i Paweł”. Zamknięto wiele placówek – niektóre kupiła „Biedronka„, inne Carrefour.
Także kilka zagranicznych sieci handlowych nie odniosło w Polsce sukcesu. Hipermarkety niemieckiego Realu zostały przejęte przez francuską grupę Auchan. Z Polski wycofuje się brytyjska grupa Tesco, która wystawiła na sprzedaż posiadane hipermarkety.
Handel to trudny biznes
Te przykłady dowodzą, że handel detaliczny nie jest łatwym biznesem, choć są firmy, które odniosły kolosalny sukces, takie jak portugalskie konsorcjum Jerónimo Martins, właściciel sieci „Biedronka” lub niemiecki Lidl, który posiada w Polsce ponad 670 sklepów, a w całej Europie zatrudnia 180 tys. pracowników.
Pomysł, że skutecznie z „Biedronką” lub Lidlem mogłaby konkurować sieć państwowa, której złożenie zapowiada Ministerstwo Aktywów Państwowych jest mocno ryzykowny.
Ostra konkurencja na rynku wskazuje na to, że nie ma na nim bezpiecznej niszy, którą mogłaby zagospodarować nowa sieć.
Dotychczasowa działalność państwowych firm nie świadczy najlepiej o jej kadrach menadżerskich. Trudno liczyć na to, że państwowe przedsiębiorstwo handlowe przyciągnie zdolnych i doświadczonych menadżerów, zatrudnionych w innych sieciach.
Marża w handlu detalicznym jest niska, więc zapowiedzi oferowania polskim producentom rolnym wyższych cen, a klientom cen niższych są nierealne.
Jakie szanse dla państwowej sieci?
Państwowa sieć sklepów może funkcjonować tylko wówczas, gdy istniejące, prywatne, zostaną obciążone większymi podatkami lub regulacjami, utrudniającymi ich działalność – na przykład ograniczeniem godzin pracy. To nie tylko wywoła kolejną awanturę z Unią Europejską, ale będzie ze szkodą dla konsumentów.
Paradoksalnie – skorzystać na tym mogą małe rodzinne sklepy spożywcze, które dziś przegrywają w konkurencji z dobrze funkcjonującymi sieciami zagranicznymi, ale poradzą sobie ze słabo działającą siecią państwową.