Wolves Summit 2019: bez startupów korporacje nie przetrwają
Karol Mórawski: Podczas Wolves Summit 2019 wystąpił Pan Prezes w roli moderatora panelu poświęconego współdziałaniu tradycyjnego i innowacyjnego biznesu. Jakie wnioski można wyciągnąć z tej debaty?
Paweł Bochniarz: Intensyfikacja współpracy między tradycyjnymi firmami i startupami jest nie tylko korzystna, ona jest wręcz niezbędna. Tempo zmian technologicznych we współczesnym świecie jest niespotykane, nigdy w historii nie było takiej sytuacji, żeby co dekadę dochodziło do tak poważnej rewolucji, która odmienia sposób myślenia konsumentów i w konsekwencji dokonywania zakupów.
Dziś na co dzień korzystamy ze smartfonów, urządzeń, których funkcjonalność byłaby trudna do wyobrażenia sobie 10 czy 20 lat temu. Sektor finansowy jest tu doskonałym przykładem owej transformacji. Współczesna bankowość w niczym nie przypomina tradycyjnego modelu usług finansowych, z których korzystaliśmy jeszcze 20 lat temu.
W ślad za nowymi kanałami sprzedaży gruntownie zmienił się sposób komunikacji z klientem, sprzedaży usług finansowych czy obsługi posprzedażnej. A to nie koniec, transformacja cały czas następuje, obecnie na coraz większą skalę wdrażana jest automatyzacja czy sztuczna inteligencja, a więc technologie, które jeszcze dwie dekady temu występowały niemal wyłącznie na łamach powieści science-fiction. Co z tego wynika?
Wdrażanie innowacji na przykład w bankowości czy ubezpieczeniach wymaga kompetencji, którymi tradycyjne firmy najczęściej nie dysponują, takimi jak choćby dogłębna znajomość biometrii, sztucznej inteligencji czy też zaawansowane rozwiązania z zakresu cyberbezpieczeństwa. Tu pojawia się potrzeba współpracy z małymi, zwinnymi zespołami, które są świetnie przygotowane technologicznie, a w konsekwencji są w stanie w krótkim czasie rozwinąć produkt i przygotować go do wdrożenia.
Polska bankowość bez problemu stawia czoła najbardziej wyrafinowanym fintechom. Dlaczego pomimo tego rodzimy sektor finansowy winien dostrzegać partnera w startupach?
Bankowość w Polsce jest faktycznie niezwykle nowoczesnym segmentem rynku. Aby się o tym przekonać wystarczy zestawić nasz kraj z najbardziej zaawansowanymi rynkami światowymi, takimi jak USA czy kraje Dalekiego Wschodu. Zobaczmy, jak tam wygląda komunikacja banku z klientem, ile trwa przelew, jak trudno jest zintegrować produkty inwestycyjne z usługami dedykowanymi konsumentom, o ile to w ogóle jest możliwe w tamtych warunkach.
Na rynku polskim rozwiązania uznawane tam za innowacyjne, w rodzaju płatności bezstykowych, stanowią standard wykorzystywany na co dzień przez zwykłego klienta. Paradoksalnie jednak ta ze wszech miar korzystna sytuacja grozi uśpieniem czujności polskiej branży finansowej jeśli chodzi o absorpcję kolejnych nowinek, które zadecydują o przyszłości rynku bankowego w nadchodzących latach.
Przypomnę jeszcze raz, że transformacja cyfrowa się nie zakończyła, wręcz przeciwnie, cały czas nabiera tempa. Już niedługo podstawą gospodarki będą platformy zarządzane przez algorytmy AI, a biznes bankowy stanie się bardziej zautomatyzowany.
Konsekwencją takiego stanu rzeczy będzie bez wątpienia wysoki poziom personalizacji usług – bowiem we współczesnym świecie, pomimo poważnych zmian w tym obszarze, na rynku finansowym wciąż dominuje standaryzacja i pobieżna segmentacja klientów.
Reasumując: fakt, że dziś polskie banki są liderem transformacji cyfrowej w świecie nie oznacza, że tak będzie w przyszłości. Zadecyduje o tym otwartość na współpracę ze startupami, ale również zdolność szybkiego wdrażania zmian w kulturze zarządzania.
Mówi się wiele o innowacjach, jak należy rozumieć to słowo w obecnym świecie? Czy kluczowe znaczenie ma rozwój technologiczny, zmiana organizacyjna, a może rewolucja w filozofii obsługi klienta?
Każdy z tych elementów będzie co do zasady istotnym składnikiem cyfrowej rewolucji. Umiejętność uchwycenia niezaspokojonych, a nierzadko wręcz nieuświadomionych potrzeb klienta decyduje o sukcesie rynkowym, zwłaszcza jeżeli jesteśmy w stanie to zrobić przed konkurencją.
Z drugiej strony pompowanie nowości technologicznych bez uwzględnienia ich społecznego odbioru nie zawsze bywa produktywne. Ile razy się zdarzało, że pojawiały się na rynku wyrafinowane urządzenia czy systemy informatyczne, których możliwości zdecydowana większość klientów wykorzystywała w niewielkim stopniu.
Należy pamiętać, że bardzo szybki rozwój technologii IT pod kątem przepustowości łącz internetowych, pojemności, szybkości i zasobów pamięci czy też postęp w dziedzinie technologii chmurowych determinują wdrażanie nowych rozwiązań, przyjaznych dla użytkownika i odpowiadających na jego niezwerbalizowane nierzadko oczekiwania. Te dwa elementy są ze sobą sprzężone.
Czy istnieje skuteczny sposób oceny innowacyjnych przedsięwzięć, pozwalający na oddzielenie ziarna od plew już na etapie poprzedzającym dokonanie inwestycji?
Każda innowacja co do zasady wiąże się ze sporym ryzykiem i trudno przesądzić, które przedsięwzięcie da pozytywne rezultaty, a które zamieni się w spektakularną porażkę. Na pewno nie jest właściwym kierunkiem poszukiwanie przysłowiowych jednorożców, co niestety jest grzechem pierworodnym zarówno inwestorów, jak i startupowców.
Wbrew pozorom uporządkowane i kompetentne instytucje jakimi są fundusze venture capital nierzadko kierują się emocjami i instynktem stadnym. Przykładem może być tzw. bańka dotcomowa, jednak podobne przejawy tryumfu emocji nad chłodną kalkulacją obserwujemy co jakiś czas.
Ostatnio na jednej z giełd obserwowaliśmy spektakularny przypadek, kiedy firma prowadząca działalność w obszarze dalekim od blockchainu wprowadziła to słowo do swej nazwy. W krótkim czasie obserwowaliśmy gwałtowny wzrost wartości akcji, a następnie nie mniej nagły spadek, kiedy okazało się, że nazwa nie odpowiada rzeczywistemu profilowi działalności spółki.
Takie sytuacje doskonale pokazują, jak silne emocje towarzyszą inwestowaniu w rynek bazujący na innowacjach technologicznych.