Wielkie publiczne inwestycje uratują czy pogrążą polską gospodarkę?
Dlatego przed wyborami prezydenckimi odżyła sprawa inwestycji, zapowiedzianych przed czterema laty w tzw. Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju.
Inwestycje publiczne lekiem na recesję?
Argumenty za realizacją tych inwestycji pochodzą z arsenału ekonomii keynesowskiej, która zaleca wydatki państwa na inwestycje publiczne jako remedium na depresję gospodarczą. Keynes uważał, że mają one sens, niezależnie od efektywności. Ich zadaniem nie jest bowiem zwiększenie mocy produkcyjnej gospodarki, ale wzrost popytu, który poprzez tzw. efekt mnożnikowy pozwoli na zwiększenie produkcji i wyrwanie gospodarki z recesji.
Marta Petka Zagajewska, kierująca Zespołem Analiz Makroekonomicznych w PKO BP, w dyskusji radiowej podkreślała inną zaletę wielkich inwestycji publicznych. Otóż – w okresie spowolnienia gospodarczego lub recesji, wyrównują one częściowo spadek inwestycji prywatnych. Ekonomistka z PKO BP stwierdziła, że wydatki na inwestycje publiczne są najmniej kontrowersyjną częścią wydatków publicznych.
Co zostało z SOR?
Rzeczywiście, prawie wszystkie międzynarodowe instytucje finansowe zalecają, by rządy chroniły wydatki inwestycyjne, a programy, mające ożywić gospodarkę koncentrują się właśnie na inwestycjach, finansowanych ze środków publicznych – krajowych lub międzynarodowych.
To jednak nie znaczy, że każdy tego rodzaju wydatek ma sens. Warto zauważyć, że zapowiedzi wielkich inwestycji, zawarte w Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju, w większości nie wyszły poza ogólnikowe plany, co wskazuje na trudności organizacyjne.
Państwo odczuwa deficyt kompetentnych fachowców i struktur organizacyjnych, zdolnych do realizacji wielkich budów. Inwestycje publiczne, jak duża część wydatków państwa finansowane są z pożyczek. Jeżeli więc będą nieefektywne, czyli korzyści będą mniejsze niż koszt obsługi pożyczek, będą stanowiły dla gospodarki obciążenie, a nie korzyść.
Inwestycje, które pożerają społeczny dobrobyt
W literaturze ekonomicznej wielkie i zupełnie nieudane inwestycje w infrastrukturę, transport, czy energetykę nazywa się „białymi słoniami”. „Białe słonie” to projekty, które dla społeczeństwa mają ujemną wartość, które „pożerają” społeczne bogactwo.
Przykładów jest wiele, także w krajach, mających długie doświadczenie z gospodarką rynkową, takich jak budowa bloku nr 3 w Elektrowni Jądrowej na wyspie Olkiluoto w Finlandii, w której opóźnienia sięgnęły 10 lat, czy lotnisko w Berlinie, okrzyknięte najbardziej pechową budową powojennych Niemiec.
Z okresu PRL znamy cały szereg inwestycji typu „białe słonie”, na które państwo zaciągnęło niemożliwe do spłacenia kredyty zagraniczne, co ostatecznie doprowadziło do gospodarczej zapaści.
Dlatego planując inwestycje publiczne warto myśleć nie tyle o ich efekcie wyborczym, ile o dalekosiężnych skutkach gospodarczych.