Wielkie banki w USA stoją mocno na nogach
W JPMorgan w tarabany z radości nie biją, może dlatego, że największemu nie wypada, za to Brian Moynihan ogłosił z gabinetu prezesa innego wielkoluda – Bank of America, że zły, a niekiedy fatalny dla zwykłych Amerykanów rok 2022 był „jednym z najlepszych kiedykolwiek dla banku”.
Zysk netto BoA wyniósł w IV kwartale 7,1 mld dol. i podobnie jak w przypadku JPMorgan był nieco wyższy niż rok wcześniej.
Dwóm innym bankom z amerykańskiej czołówki, tj. Citigroup oraz Wells Fargo nie poszło tak świetnie, ale miały się nie najgorzej. Zysk pierwszego wysokości 2,5 mld dol. był o 21 proc. mniejszy niż w IV kw. 2021 r. a drugiego spadł z 5,8 mld dol. rok temu do 2,9 mld dol. w minionym kwartale.
Inny wielki bank z Ameryki – Goldman Sachs poda wyniki już za chwilę, ale negatywnych sensacji nie będzie.
Czytaj także: W USA inflacja w odwrocie>>>
Banki czułe na zmiany na rynku mieszkaniowym
Mimo świetnych lub przynajmniej zadowalających wyników, wymieniona czwórka przeniosła do rezerw w IV kwartale całkiem duże 2,8 mld dol., z czego połowę w obawie o kłopoty z wypłacalnością klientów zachomikował JPMorgan. Na pytania mediów o ewentualność recesji w Stanach prezes JPMorgan rzucił tylko, że „jakaś łagodna może wystąpić lub nie wystąpić”. Wstrzemięźliwość w prognozowaniu dobrze o nim świadczy, bo w obecnych warunkach nie sposób przecież przewidzieć co się stanie lub nie stanie w świecie.
Wells Fargo, który prowadził swego czasu największy biznes hipoteczny w Stanach odczuł w księgach zastój na rynku mieszkaniowym, bardzo czułym na koszty kredytu, a po aż siedmiu podwyżkach stóp procentowych dokonanych przez Fed w 2022 r. kredyt jest znacznie teraz droższy. Bank ten udzielił w poprzednim kwartale kredytów hipotecznych na 15 mld dol. podczas gdy w IV kw. 2021 r. zawarł umowy na 48 mld dol.
Jeszcze bardziej wrażliwość rynku mieszkaniowego na wysokość stóp procentowych odczuł JPMorgan, w którym nowe kredyty hipoteczne udzielone osobom fizycznym miały w IV kw. wartość 7 mld dolarów i była to kwota aż 6 razy mniejsza niż w tym samym czasie 2021 roku.
Bonanza się skończyła?
Bank z zachodniego wybrzeża ma z porównaniu z resztą czołówki bardzo pod górkę. Wells Fargo nabruździł sobie 7 lat temu u nadzorców rynku, ale zwłaszcza u klienteli, gdy wyszło na jaw, że grupa menedżerów zakładała dla własnych korzyści bardzo liczne fikcyjne konta na nazwiska swych prawdziwych klientów.
W 2018 r. nałożono za to na bank kary finansowe, ale ustalono też nieprzekraczalny limit wartości aktywów (czyli produktów mających przynosić dochód) w ich wysokości z końca 2017 r., czyli ok. 2 bilionów (2 000 miliardów) dolarów. Pracować z czymś takim, to tak jak kazać sprinterowi bić rekord zapinając mu wcześniej pas z obciążnikami na brzuchu i plecach. Ale była wina, jest kara, nie okrutna, choć dotkliwa.
Również w bankowości inwestycyjnej kokosy już nie spadają z nieba. Działalność ta ma za sobą pandemiczną bonanzę wywołaną napływem na rynki ogromnych mas pieniędzy w wyniku galopady swobodnej polityki monetarnej i fiskalnej prowadzonych odpowiednio przez Fed i rząd USA.
Słowo bonanza jest na miejscu. Wg Dealogic, globalna wartość transakcji fuzji i przejęć (M&A) doszła w 2021 r do 5,9 bilionów dolarów w 62 000 transakcjach, bijąc na głowę dotychczasowy rekord z 2007 r. wynoszący 4,55 biliony dolarów. Jednak kredyt zdrożał jak cholera, więc w 2022 r. globalny rynek M&A zmalał do 3,66 mld dol. (stan na 20 grudnia 2022 r.).
W konsekwencji przychody z tytułu wspomagania wielkich i dużych inwestycji biznesowych spadły w BoA o ponad 50 proc., a w JPMorgan i Citigroup o prawie 60 proc. To pociągnęło za sobą spadek wynagrodzeń banków otrzymywanych jako tzw. investment-banking fees. Np. w BoA wyniosły przez trzy ostatnie miesiące ubiegłego roku 1,1 mld dol. i były ponad dwukrotnie mniejsze niż w IV kw. 2021 r.
Musiało być jednak coś co równoważyło niepowodzenia i ciągnęło wyniki czołówki banków USA w górę. Zyski zapewniły potentatom sektora bankowego firmy posługujące się kredytem obrotowym i innym krótkoterminowym oraz Mr Smith pospołu z Ms Johnson, czyli Kowalski z Nowakową.
Zysk netto JPMorgan na działalności pożyczkowej wzrósł aż o 48 proc. i wyniósł w IV kwartale 20,2 mld dol. Jego źródłem był tzw. spread, czyli rozziew między wysokim oprocentowaniem kredytów i pożyczek a istotnie niższym opłacaniem depozytów.
Porównanie zysku netto JPMorgan na podstawowej dla banków działalności pożyczkowej (20,2 mld dol.) z wynikiem netto całego banku (11 mld dol.) pokazuje rolę i niedolę mniejszych firm i osób indywidualnych w nierównych relacjach z biznesem finansowym.
Dwie refleksje
Po tym mignięciu okiem na finanse wielkich banków dwie refleksje. Jedna zasadnicza, druga złośliwa. Potop pieniędzy wylany przez banki centralne pospołu z rządami w reakcji na pandemię miał rzekomo pomóc głównie „zwykłym” ludziom jednak w końcu wywołał inflację, która prześladuje przede wszystkim tych „zwykłych”. Traci też bardzo dużo niższa klasa średnia płacąca znacznie wyższe raty kredytowe lub bez szans na takiego kredytu zaciągnięcie. Wzbogacili się za to najbogatsi, którzy byli w stanie przygarnąć ogromne ilości pieniędzy i zagospodarować je z wielkim zyskiem w instrumentach rynków finansowych.
Nie chodzi oczywiście o to, żeby zaprzeczać potrzebie prowadzenia polityki monetarnej i finansowej, ale zapory budowano, żeby regulować przepływy, nie po to, że gdy po drugiej stronie koryto suche, tamy te wysadzać.
I refleksja druga. Ostatnie dni potwierdziły po raz nie wiadomo który, że nie ma to jak biznes na pieniądzach. Fabrykanci, ale też fryzjerzy z lokaliku na rogu oraz ich klienci dostają inflacyjne baty i popadają w psychozę na wieści o nadchodzącej być może recesji, a tymczasem banki i fundusze pluszczą się w kasie jak pączki nurkujące w maśle.
Brzmi jak wyrzut i jest to wrażenie w pewnej części słuszne, bo jak piszę o bankach już lat dobrze ponad 40 nie zdarzyło się, aby swoich sukcesów biznesowych nie próbowały przykryć narzekaniem, a nawet lamentem.