Wieczny chłopiec do bicia?
Polskie banki, które były amortyzatorem polskiego rynku zagrożonego turbulencjami z globalnego świata finansów, nigdy nie były docenione przez polityków.
PiS lansuje populistyczne pomysły od podatku bankowego po odgórnie narzucone bankom przewalutowanie kredytów walutowych we frankach szwajcarskich.
Rząd PO-PSL też ma swoje zdumiewające wizje: Jacek Rostowski ma pretensje do RPP, że za wolno obniża stopy procentowe, nie uwzględniając faktu, że spadające zyski z odsetek od lokat banki odbiją sobie na klientach albo przekształcenie BGK z typowego banku poręczeniowego w interwenta do ratowania złotego, demontaż ogólnokrajowego systemu poręczeń kredytowych, uległość wobec UE dotycząca unii bankowej. Dodajmy do tego zamieszanie dotyczące uregulowania podstaw prawnych „renty za hipotekę”, rynkową eksplozję pożyczkowych chwilówek. Takich przykładów jest wiele. Co w tej sytuacji mogą robić polscy bankowcy? Oczywiście najłatwiej napisać „robić swoje”, ale sprawa jest bardziej skomplikowana.
Muszą w większym niż teraz stopniu mówić jednym głosem, uświadomić rządzącym, że to w ich interesie jest wspieranie projektów programów wieloletniego oszczędzania, walka z długiem publicznym, pobudzanie przedsiębiorczości Polaków – bez tego wkrótce staniemy się drugą Irlandią.