Władza i odpowiedzialność
Ostatnio coraz częściej życie zmusza mnie do weryfikacji dotychczasowej wiedzy i niektórych poglądów. Całe szczęście, że nie przekonań. Ale wracając do poglądów - do niedawna przeświadczony byłem, że od tego, któremu wiele dano, wiele też wymagać można. Utwierdzał mnie w tym choćby Winston Churchil, który stwierdził kiedyś: Ceną wielkości jest odpowiedzialność.
Aliści życie brutalnie dość obeszło się z tym moim przekonaniem. Na naszych bowiem oczach dzieje się coś wręcz odwrotnego – coraz więcej jest chętnych do tego, by wiele otrzymywać, coraz mniej, by za to, co się otrzymało, odpowiadać. A już broń Boże ponosić za to jakąkolwiek odpowiedzialność. Rozglądam się wokół i niestety przyznać muszę rację Ericowi-Emmanuelowi Schmittowi (francuskiemu dramaturgowi, eseiście i powieściopisarzowi, z wykształcenia filozofowi) mówiącemu: człowiek jest tak cudownie skonstruowany, że zawsze zrzuca winę na innych. Albo przynajmniej wynajduje sobie okoliczności łagodzące.
I tak – opozycja zrzuca na rząd winę za jakiekolwiek niepowodzenia. Rząd wini za to opozycję, zarzucając jej, że nie chce współpracować – nawet dla dobra kraju. Nieudacznicy wszelkiej maści zaś wszystko zrzucają na los. I nikt już nie pamięta słów Stanisława Dygata (literata, felietonisty, dramaturga i scenarzysty): Los to piękne słowo, za którym nie kryje się nic konkretnego. Zostało wymyślone przez ludzi dla usprawiedliwienia niedołęstwa, dla uchylenia się od moralnej odpowiedzialności za popełnioną z głupia frant podłość.
Dziwi mnie tylko, że odpowiedzialność za każde niemal niepowodzenie zrzucają na innych ludzie w sile wieku, dobrze życie i świat znający. Warto zatem przypomnieć, zwłaszcza sprawującym rządy dusz, co rzekł onegdaj Abraham Lincoln, 16. prezydent Stanów Zjednoczonych: Po czterdziestym roku życia każdy jest już odpowiedzialny za wygląd swojej twarzy. Obyśmy nie musieli bać się porannego spojrzenia w lustro.