Ujemne oprocentowanie lokat? Niemcy już je mają
W minionych trzech miesiącach ujemne stopy wprowadziło 40 banków, głównie spółdzielczych i kas oszczędnościowych. Objęły klientów zasobnych, ale nie krezusów, stanowiąc, że wkłady oszczędnościowe powyżej 10 000 euro będą oprocentowanie ujemnie, a mianowicie stopą minus 0,50 proc. rocznie.
Ujemne oprocentowanie już w 250 bankach
Według portalu biallo.de, spośród przebadanych 1300 banków minusowe procenty ma już 250 z nich. Rok temu portal ten na zlecenie dziennika „Süddeutsche Zeitung” ustalił w ankiecie, że wtedy takie oprocentowanie miało tylko 30 banków.
Nie nazywają one zresztą tego tego zabiegu mianem „ujemnego” czy „karnego oprocentowania” (Negativzins, Strafzins). Używają zaś neutralnego pojęcia „opłaty za przechowywanie” (Verwahrentgelt).
Czytaj także: Represja finansowa, czyli jak banki i ich klienci finansują zadłużenie państwa
Pierwszy był Deutsche Skatbank
Ujemne stopy znały od dawna banki szwajcarskie, ale w Unii Europejskiej temat pojawił się dopiero w czerwcu 2014 roku za sprawą Europejskiego Banku Centralnego (EBC).
Wówczas, wprowadzając minus 0,10 proc. na wkłady banków narodowych, chciał on je zniechęcić do krótkoterminowego „parkowania” pieniędzy w EBC. Zamiast tego, zdaniem szefów EBC, banki te powinny raczej nasilić politykę kredytową i pobudzać w ten sposób gospodarki swych państw. W zeszłym roku EBC zwiększył ten minus do 0,50 proc.
Dla Niemców przełomem był 30 października 2014 roku, gdy w reakcji na „minusy” EBC stopę ujemną jako pierwszy wprowadził w tym kraju Deutsche Skatbank – wszakże tylko dla bardzo zasobnych klientów. Teraz ta praktyka upowszechniła się.
Czytaj także: Na czym chcą zarabiać polskie banki w dobie zerowych stóp procentowych?
Prawa konsumenta i ujemne oprocentowanie
Zasadniczo banki powinny wprowadzać nowe regulacje tylko w odniesieniu do nowych klientów, a ze starymi uczynić to w uzgodnieniu. Na ogół tak się też dzieje, choć niektórzy klienci na to się nie godzą i odchodzą.
Po ich stronie jest orzeczenie Sądu Krajowego z Tybingi ze stycznia 2018 roku, stanowiące, że przy istniejących umowach bank nie może po prostu ich zmienić przez ogłoszenie nowych zasad.
Sąd z Tybingi tym samym przyznał rację Centrali Ochrony Konsumenta z Badenii-Wirtembergii, która zaskarżyła w sprawie „minusowych” decyzji Volksbank Reutlingen. Sąd potwierdził zarazem, że taki zabieg jest możliwy wobec starego klienta tylko po uzgodnieniu.
Banki stosują teraz różne minusowe stopy procentowe, od rzadkiej -0,30 proc. do najwyższej i najczęstszej -0,50 proc. (jeden bank pobiera -0,6 proc.). Inne są natomiast graniczne kwoty, od których obowiązuje procentowy minus.
I tak: Norisbank wprowadził procentowy minus dla lokat od 100 000 euro, GLS Bank dla lokat 250 000, Volksbank München od 500 000 euro, a DKB dla bardzo zasobnych – minus od miliona euro. Deutsche Bank zawiera zaś indywidualne umowy z bardzo bogatymi prywatnymi klientami oraz firmami, które lokują w tym banku wielkie kwoty.
Wracają opłaty za prowadzenie rachunku
Częstą praktyką jest ustanawianie opłat za prowadzenie kont dotychczas bezpłatnych. Oznacza to w praktyce oprocentowanie minusowe, choć nie wprost.
Przy oprocentowaniu zerowym lub bliskim zera, co jest finansową rzeczywistością ostatnich kilku-kilkunastu miesięcy, banki zaczynają sobie życzyć coraz większą należność za prowadzenie konta.
I tak: Raiffeisenbank Rupertiwinkel i Sparkasse Freyung-Grafenau po 1 euro za miesiąc, Volksbank Lingen 2,40 euro, Volksbank Eisenberg 3,50 euro, a GLS nawet 5 euro.
Zdaniem ekspertów, jeśli Europejski Bank Centralny utrzyma swą politykę ujemnych procentów i banki nie będą zarabiać lecz tracić na trzymaniu pieniędzy w EBC, wówczas rozszerzą swoje „minusy”, obejmując nimi niższe kwoty, by w ten sposób dodatkowo coś uzyskać od klientów. Też są bowiem z powodu pandemii w trudnej sytuacji.
Ekonomiści prognozują nawet upadek niektórych banków, ponieważ plajtujące firmy przestaną spłacać zaciągnięte kredyty.
Chodzi o niespłacone kwoty rzędu kilkuset miliardów euro – wylicza Instytut Badań Gospodarczych im. Leibnitza z Halle (Leibniz-Institut für Wirtschaftsforschung Halle – IWH). Według jego ekspertów, kłopoty może mieć sześć procent banków, a jeśli zastój się utrzyma przez kilka miesięcy, nawet 28 proc. banków.
Ogólnie sceptyczny jest prezes IWH, Reint Gropp. Powiada on, że „nawet jeśli gospodarka szybko się zregeneruje, kryzys bankowy jest prawdopodobny, a to z kolei zwiększa groźbę drugiej recesji”.
Powiada się, że pandemia wróci jesienią. A co będzie z bankami?