UE kontra Google – czyli walka o konkurencję i bezpłatny internet
Od 2010 Unia Europejska gromadzi dowody przeciwko Google w sprawie domniemanych praktyk monopolistycznych. Sprawa, która doprowadziła do formalnego wszczęcia dochodzenia zaczęła się od skargi brytyjskiego serwisu Foundem w 2009 r. Zdaniem Brytyjczyków, bardziej korzystne miejsce w wynikach wyszukiwania zajmowały produkty własnej porównywarki Google’a - Google Shopping. Komisja Europejska próbowała trzykrotnie skłonić Google do zmiany tych praktyk - bez skutku.
W środę, 15 kwietnia, Komisja Europejska wystosowała oficjalne zastrzeżenia do Google’a. Ograniczono się do wysłania tzw. Statement of Objections, które jest próbą polubownego załagodzenia konfliktu poprzez poinformowanie o zastrzeżeniach i umożliwienie oskarżonemu odpowiedniego zareagowania.
Główny zarzut, jaki stawia KE Google to nadużywanie swojej pozycji na rynku wyszukiwarek do promowania innych usług. Chodzi tu przede wszystkim o porównywarkę cenową (Google Shopping), która domyślnie pojawia się wśród innych wyników wyszukiwania. Jak poinformowała Komisja Europejska, obecnie Google kontroluje około 90 proc. rynku wyszukiwarek, więc działanie to uniemożliwia innym porównywarkom skuteczne konkurowanie.
Amerykańska wyszukiwarka to prawdziwy gigant – codziennie serwery Google’a obsługują ponad 3,5 mld zapytań, rocznie – ponad 1 bilion. Dla 2/3 internautów na świecie jest to brama do sieci. W Europie swoją aktywność w sieci od Google’a zaczyna około 90% użytkowników Internetu. Czasownik „googlować” wszedł do potocznej mowy nawet w Polsce. Koncern z Mountain View ma więc gigantyczny wpływ na to, dokąd trafią internauci – wszystko zależy od podsuwanych im wyników wyszukiwania lub od płatnych reklam.
Ponadto, Komisja Europejska uruchomiła oddzielne postępowanie wyjaśniające w sprawie Androida. Ma ono sprawdzić czy firma z Mountain View nie zawarła nielegalnych porozumień z producentami urządzeń mobilnych, które zakładałyby częstsze wykorzystywanie systemu Google i rezygnację z konkurencyjnego oprogramowania. Postępowanie to ma ustalić, czy Google nie naruszył unijnych przepisów dotyczących ochrony konkurencji, utrudniając możliwości rozwoju konkurencyjnych systemów operacyjnych dla urządzeń mobilnych,aplikacji i usług oraz ich dostępu do rynku ze szkodą dla konsumentów oraz twórców innowacyjnych produktów i usług. KE zbada m.in., czy Google zachęca producentów smartfonów i tabletów wykorzystujących Androida, by przeinstalowali na swych produktach inne, powiązane usługi Google’a jak wyszukiwarkę, mapy czy pocztę elektroniczną GMail.
Internetowy gigant Google nie zgadza się z zarzutami dotyczącymi nadużywania swej dominującej pozycji na rynku. Google twierdzi, że tego typu zarzuty okazały się „nietrafione”. Polski oddział Google’a nie komentuje sprawy, ale w oficjalnym oświadczeniu na blogu po angielsku firma stwierdza, że dziś konsumenci mają więcej wyboru niż zwykle: od takich wyszukiwarek jak Bing i Yahoo do dużych sklepów internetowych – Amazon czy eBay. Firma dodaje, że konkurencja, np. Yelp czy Travel Advisor, ma się dobrze.
Czy samo istnienie konkurencji i łatwy dostęp do jej usług wystarczy, by przekonać Komisję Europejską, że Google nie nadużywa swojej pozycji? Wydaje się to mało prawdopodobne, pozostaje zatem czekać na dalszy rozwój wypadków. Wiele wskazuje na to, że zarzuty zostaną potwierdzone. Jednakże, nie oznacza to zbyt szybkiego wyroku, ponieważ na razie Google ma czas na przygotowanie obrony, a potem będą prowadzone rozmowy mające wyjaśnić sytuację, które mogą potrwać nawet kilka lat. Gdy ostatecznie sprawa trafi do sądu, Amerykanie dostaną 3 miesiące na wykazanie swojej niewinności.
Możliwe jednak, że sprawa zakończy się ugodowo. Zależy to od wyjaśnień przedstawionych przez Google. Na ich przesłanie do Brukseli firma ma 10 tygodni. Jeśli nie usatysfakcjonują one Komisji Europejskiej, to w wyniku prowadzonego postępowania może ona nałożyć na amerykańską firmę wyrok nakazujący wyższe pozycjonowanie rozwiązań konkurencji i innych sklepów internetowych. Prawdopodobnie wiązałoby się to również z karą finansową, nawet w wysokości 6,4 miliarda dolarów (czyli 10% rocznych przychodów firmy). Byłaby to z pewnością kara odczuwalna dla firmy z Mountain View, a ponadto byłaby to również najwyższa kara w sprawie antymonopolowej w historii Unii Europejskiej (dotychczas najwyższa kara nałożona została na Intel za nadużywanie pozycji na rynku procesorów, która wynosiła 1,1 miliarda euro).
W całej Europie i na całym świecie na rynku wyszukiwarek prym wiedzie Google – oprócz Czech. Tam lokalna wyszukiwarka „Seznam” stawia czoła amerykańskiemu gigantowi z sukcesami. Zamierza obecnie oferować swoje usługi także w sąsiednich Niemczech i Austrii.
W kontekście ww. praktyk, szczególnie gdyby doszłoby do zapłacenia tak gigantycznej kary, należałoby się zastanowić jak wpłynie to na decyzję Google w zakresie planów dostarczania bezpłatnego Internetu (co ostatnio również ogłosił Facebook i to w kontekście Państw Unii Europejskiej). Być może, inicjatywa tych gigantów pomogłaby paradoksalnie i Polsce, której wyniki w tym obszarze m.in. wg wskaźnika gospodarki cyfrowej i społeczeństwa cyfrowego (ang. Digital Economy and Society Index, DESI) lokują nas niestety w końcówce EU. Warto przy tym przypomnieć, iż jesteśmy zobligowani w ramach podpisanej Europejskiej Agendy Cyfrowej 2020 dostarczyć 100% obywateli dostęp do Internetu o konkretnej przepustowości, a środków na ten cel, m.in. z Programu Operacyjnego Polska Cyfrowa 2014-2020, może nie być wystarczająco.
Krzysztof Szubert
ekspert BCC
minister ds. cyfryzacji w Gospodarczym Gabinecie Cieni BCC