Tydzień pod dyktando Fed. Czy zaskoczy i usunie niepewność?
Weekendowe, słabsze niż oczekiwano dane z Chin psują nastroje na giełdach w Szanghaju. Spadki cen akcji najsilniejsze od szczytu wyprzedaży w sierpniu. Złoty odporny na tego typu zawirowania. Ma jednak kłopoty z przebiciem się poniżej 4,20 wobec euro. Tydzień pod dyktando Fed i serii ważnych odczytów z gospodarek.
Na początku, kto wie czy nie przełomowego, bo z decyzją o pierwszej od blisko dekady podwyżce stóp procentowych w USA, tygodnia, złoty oscyluje w okolicach najwyższego poziomu od 15 sesji w relacji do euro i 4,5-miesięcznych maksimów w relacji do, słabnącego na świecie, franka szwajcarskiego. Kurs EUR/USD powrócił do łagodnej tendencji wzrostowej i w horyzoncie końca miesiąca najpewniej ponownie podejmie próbę wybicia się powyżej poziomu 1,15.
Rynek pieniężny i obligacji nie zakłada, że w czwartek Rezerwa Federalna podniesie stopy procentowe. Implikowane prawdopodobieństwo wzrostu stopy funduszy federalnych do 0,5 proc. w tym miesiącu szacowane jest na 26 proc. Niewiele. Niepisanym celem Fed jest zachowanie stabilności finansowej rynków. Pierwsza od 9 lat podwyżka oprocentowania w krótkim terminie mogłaby zintensyfikować zmienność cen aktywów. Stąd wyraźna zmiana oczekiwań, co do ruchu stóp w porównaniu do sytuacji sprzed sierpniowych zawirowań.
My nie mamy wątpliwości, że w gospodarce USA panują dogodne warunki do znormalizowania polityki monetarnej. W przeszłości, w podobnej do obecnej sytuacji, Fed byłby już co najmniej pół roku w cyklu zacieśnienia. Skala spustoszenia, jakie wywołała ostatnia recesja, a także gwałtowna przecena na rynku energii (działa silnie antyinflacyjnie), pozwalają bankowi centralnemu dłużej utrzymywać historycznie niskie stopy procentowe. Nic jednak nie trwa wiecznie. Ryzyko „przyzwyczajenia” się rynków i firm do niemal zerowych kosztów finansowania rodzi groźbę pokusy nadużycia oraz zbyt gwałtownej reakcji, kiedy wreszcie dojdzie do podwyżek. Fed nie może też pozwolić stać się zakładnikiem rynków finansowych. Kilkutygodniowe zawirowania, korekcyjne spadki cen czy okresy obniżonej płynności nie mogą wpływać na decyzje gremium Federalnego Komitetu Otwartego Rynku, które dotyczą całej gospodarki, zwłaszcza jej sfery realnej.
Dlatego, choć szanse na to są niewielkie, do końca nie można wykluczyć, że Fed 17 września wykaże silną niezależność i mimo wszystko dokona jakiejś formy zacieśnienia polityki pieniężnej. Optymalnym byłaby zmiana przedziału wahań stopy funduszy federalnych z 0-0,25 proc. na sztywne 0,25 proc. Byłaby to inicjująca zamiary banku centralnego quasi-podwyżka, za którą w grudniu, już bez nadmiernego napięcia, mógłby pójść klasyczny ruch o 25 pb. do 0,5 proc., co w tej chwili w dużym stopniu zdyskontował rynek. Czy tak się stanie? Trudno powiedzieć. Niewiele mówi się o takiej ewentualności, więc granie pod nią jest obarczone bardzo dużym ryzykiem. Jednak żarty się skończyły. Dalsze uzależnianie decyzji od napływających na bieżąco danych z gospodarki obniża wiarygodność Fed. Jak bardzo odczyty z rynku pracy, nieruchomości czy nastrojów konsumentów miałyby się jeszcze poprawić?! Jeśli chodzi o zatrudnienie (statutowy cel Fed) to jest to stan bliski szczytu możliwości gospodarki. Stopa bezrobocia znajduje się na poziomie sprzed wybuchu kryzysu w 2008 r., w okolicach minimów z ostatniej dekady. Wkrótce zapewne spadnie poniżej poziomu 5 proc. Zmiany w polityce pieniężnej oddziałują na sferę realną z opóźnieniem tak, jak stopa bezrobocia jest wskaźnikiem opóźnionym koniunktury. Czekanie z podwyżkami grozi koniecznością nadganiania szybszymi podwyżkami w przyszłości. Rozpoczęcie cyklu teraz zlikwidowałoby stan zawieszenia, który trwa już dobre kilka miesięcy. Pozwoliłoby lepiej przygotować się na przyszłość. Fed bynajmniej nie wspiera już koniunktury wydłużaniem okresu obowiązywania niskich stóp. Amerykańska i światowa gospodarka poradzą sobie z 2-3 podwyżkami. Najgorsza jest niepewność, co do kształtowania się kosztów pieniądza w krótkim i średnim terminie.
Damian Rosiński,
Dom Maklerski AFS