Trzeba bardziej wysilić się w sprawie Rosji
Wszystko podlega dziś analizie, więc dzięki naukowcom z USA i Niemiec prowadzącym globalną bazę sankcji wiemy, że to instrument stosowany bardzo często w relacjach międzynarodowych.
Jeśli profesorowie zajęci tym projektem byli w swym trudzie wystarczająco skrupulatni, to jest niemal pewne, że po II wojnie światowej rządy sięgały po sankcje wobec innego państwa lub grupy państw aż ponad 700 razy.
Wiemy też, że świat nie stawał się wraz z używaniem sankcji lepszy, ale przynajmniej nie zalewał się po czubek żółcią.
My mieliśmy swoją przeprawę z sankcjami Stanów Zjednoczonych na kurczaki i paszę dla drobiu. Działo się to za prezydentury Ronalda Reagana, który zagiął parol na naszego generała. Za nim stały jednak czołgi Moskwy.
W czasie ich bezpośredniego zastosowania sankcje amerykańskie nałożone na PRL nie okazały się nazbyt dotkliwe, bo już od dawna byliśmy wtedy na wegańskiej diecie, zaś Kentucky Fried Chicken przyfrunęły do Polski jakieś 10 lat później, więc nawet nie było po czym oblizać się smakiem.
Sankcje ‒ wynalazek starożytnych Greków
Tak jak sporo doktryn i zasad politycznych ze znielubioną dziś demokracją na czele, sankcje wymyślili starożytni Grecy.
Ludzie z pobliskiego miasta Megara zaczęli uprawiać ziemię nadaną Atenom przez bogów i nie dość tego, zatłukli ich herolda. Są też doniesienia, że ci z Megary porwali trzy Atenki z kręgu salonu prowadzonego przez odnotowaną w historii Aspazję. Perykles się wnerwił. Mieszkańcom Megary zabroniono w odwecie handlu z Atenami. Megara zawiązała sojusz ze Spartą. Potem doszło do wojny peloponeskiej i w rezultacie złoty wiek Grecji szlag trafił.
Do zapamiętania jest, że tak jak 2 400 lat temu, najchętniej stosowaną formą sankcji są embarga handlowe, które niekiedy prowadzą ostatecznie do wyniszczających wojen.
Współczesny świat też chętnie korzysta z sankcji
Po I wojnie światowej państwa tworzące Ligę Narodów, czyli protoplastkę równie nieskutecznej, dzisiejszej ONZ, uznały sankcje handlowe za alternatywę dla armat. Z ich pomocą udało się Lidze zdławić konflikty zbrojne między Jugosławią i Albanią oraz Grecją i Bułgarią, ale z dużymi i ważnym państwami szło znacznie gorzej.
Karykaturą trącą próby ukarania sankcjami Włoch pod dyktaturą Duce za napaść i zbrodnie wojenne w Abisynii (dzisiejszej Etiopii). Chęć niby była, ale Brytyjczycy woleli spytać Mussoliniego, czy godzi się na embargo na dostawy ropy, a gdy ten oburzył się na coś takiego, ropę z listy sankcji usunięto.
Po II wojnie „imperialiści” walczyli z „komuną” i odwrotnie. Toczone były wojny (Korea, Wietnam), w których lepsi okazywali się ci drudzy. Krew była na Zachodzie zbyt cenna, bo jej przelewanie oburzało elektorat, więc pozostawało ekonomiczne wyniszczanie wrogów, czego narzędziem były sankcje.
Spektakularnym przykładem nieskuteczności sankcji jest wojna gospodarcza USA z Kubą. Trwa już 60 lat i „mała wyspa” nadal pokazuje „olbrzymowi” środkowy palec, choć już nie z takim przekonaniem i animuszem jak kiedyś.
Sankcje wobec wyspy nie dały spodziewanego rezultatu z trzech powodów. Nie były powszechne, jako że na pomoc ruszyła Moskwa i jej sojusznicy. W Ameryce Łacińskiej rządy były za sankcjami wobec Kuby, ale narody przeciw.
Znalazły się też państwa zachodnie, które postawiły się w tej sprawie Stanom. Przykładem Kanada i jej premier Pierre Trudeau, który w gorącym 1976 roku (udział Kuby w wojnie w Angoli) złożył trzydniową oficjalną wizytę w Hawanie, wykrzykując: „Viva Cuba! Viva Fidel Castro!”
Powtórzyć trzeba, że w krótkim okresie, co w tym przypadku oznaczać może nawet wiele dekad, sankcje nie są w stanie osiągać najdalej sięgającego celu, tj. całkowitej zmiany postawy i polityki państwa, w które są wymierzone.
Jedynym przykładem ostatecznego powodzenia sankcji jest upadek reżimu i polityki apartheidu w RPA. Trwało to dziesiątki lat i z każdą dekadą przełamywanie blokady szło Pretorii coraz gorzej. Zauważyć jednak trzeba dwa niezwykle ważne czynniki. Pierwszy to sukcesy odnoszone w USA przez „czarnych” w walce o ich prawa oraz rosnąca solidarność międzynarodowa, jaką cieszyła się amerykańska czarna mniejszość. Drugi połączony z pierwszym ‒ to coraz potężniejszy opór czarnej większości w RPA wobec rządów białych.
Problem z Rosją
Dziś część wspólnoty atlantyckiej jest w zwarciu z Rosją. Słowo „część” ma decydujące znaczenie. Jeśli Kreml przekroczy czerwoną linię, którą jest kolejna napaść zbrojna na Ukrainę, świat jako całość nie zawyje.
Chiny będą miały z czego wyciągać wnioski. Na podstawie doświadczeń Rosji łatwiej im będzie kroić własne plany wobec Tajwanu, Azji, czy Afryki. Również w Europie ceniącej sobie wygody i sytość ‒ nie wszyscy z połączonych chórów NATO i Unii będą dobywali pełni głosu.
Wniosek z tych rozważań płynąć może taki, że nie warto stawiać na sankcje, czyli na słabo-silne reakcje ex post w stosunku do poczynań Rosji. Trzeba stawiać sprawy na ostrzu noża i ex ante.
W każdej klasie każdej podstawówki jest jakiś mały łobuz terroryzujący resztę małych uczniów. Dzieli i rządzi dopóty, dopóki jakiś drobny desperat nie wytrzyma i nie rzuci się na drania z piąsteczkami. Maluch nie musi wygrać nierównej walki, ale niemal za każdym razem jest tak, że prześladowca odpuszcza raz na zawsze i jemu, i reszcie uczniów.
Wiem, że łatwo sypać takimi przykładami zza biurka, które nie stoi w dodatku w Białym Domu, na Downing Street 10, Pałacu Elizejskim, czy też wreszcie na Kremlu. Chcę jedynie wskazać, że pokładanie nadziei w sankcjach to ułuda. Trzeba bardziej się wysilić w sprawie Rosji.