Świąteczne Impresje
Kiedy podczas Mszy Pasterskiej, rektor kościoła Świętego Jana w Gdańsku, ksiądz Krzysztof Niedałtowski mówił nam o narodzeniu Jezusa, zaś sędziwy Ryszard Ronczewski czytał o rozporządzeniu Cezara Augusta, dotyczącym spisu ludności w czasach, kiedy Wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz myśl moja popłynęła ku innym zdarzeniom, które miały miejsce w tej Świątyni, a dla mnie i moich bliskich mają wymiar tyleż religijny, co symboliczny.
To tutaj, mój najstarszy wnuk Antek odebrał z rąk księdza Krzysztofa sakrament chrztu, to tutaj wspólnota modliła się o zdrowie mego Taty Andrzeja, którego miałem szczęście trzymać za rękę, kiedy odchodził. To tutaj wreszcie podczas wystawy zorganizowanej staraniem Nadbałtyckiego Centrum Kultury moja kuzynka Małgorzata natknęła się na reprint anonsu z Gazety Gdańskiej, która ukazała się we środę 2 stycznia 1935 roku, treści następującej: Urodziła się nam zdrowa córeczka w klinice Dr. Ing. Brunhilde Prehn, Gdańsk Weidengasse35/38 Janina i Alf Liczmańscy
Autorami owego anonsu byli moi Dziadkowie, a rzecz dotyczyła urodzonej 26 grudnia 1934 roku, a więc w drugi Dzień Świąt Bożego Narodzenia, mojej Mamy Reginy. Jutro w towarzystwie między innymi Małgosi – wiolonczelistki i koncertmistrza Polskiej Filharmonii Bałtyckiej, Jej córki Marysi – skrzypaczki koncertującej z filharmonikami krakowskimi ich Mamą i Babcią, a moją Mamą Chrzestną Kazią, moją najukochańszą żoną Krysią, oraz licznym gronem przyjaciół świętować będziemy 80 urodziny Reni. Tak Reni, jak nazywałem Mamę, kiedy w roku 1961 w Koronowie nad Brdą, gdzie spędzałem letnie wakacje, prowadziłem jako rezolutny 5-cio latek liczną gromadkę wakacyjnych kolegów na stacyjkę kolejki wąskotorowej, by Ją powitać. Jakież było ich zdziwienie, kiedy z pociągu wysiadła młoda dziewczyna z kitkami we włosach.
Czy tak wygląda Mama?! Spojrzenia moich wakacyjnych przyjaciół wyrażały zwątpienie pomieszane ze zdumieniem, zwłaszcza, wobec moich głośnych okrzyków Renia, Renia przyjechała, które wydawałem z siebie biegnąc coraz szybciej w Jej rozwarte szeroko ramiona, którymi za moment uniosła mnie w górę, by z bliska przyjrzeć się ogorzałej od słońca twarzy swego wymuskanego dotąd jedynaka. Dziś, kiedy jestem już bardzo dojrzałym panem, Mama lustruje mnie, a i strofuje w razie potrzeby, równie uważnie i stanowczo jak lat temu z górą pięćdziesiąt. A i kitki zdarza Jej się nosić po dziś dzień. Za to i wszystko inne, co sprawiło, że jestem dziś kim jestem, Dzięki Ci Panie Boże.