Stan wyjątkowy na granicy z Białorusią może wywołać kryzys złotego: euro za 5 zł, dolar za 4,30 zł?
Tysiące migrantów z krajów Bliskiego Wschodu próbują przedostać się do Polski przez granicę z Białorusią. Powstrzymuje ich wojsko, straż graniczna i policja. Stan wyjątkowy wprowadzony w części województwa podlaskiego i lubelskiego, gdzie migranci najczęściej starają się sforsować tzw. zieloną granicę, uniemożliwia pracę dziennikarzy i ogranicza przekaz medialny. O kryzysie debatuje nie tylko władza w naszym kraju, ale i Unia Europejska. Wszystko to wpływa na nastroje oraz zachowania Polaków, nawet tych mieszkających z dala od miejsc zagrożenia.
Bezpieczne przystanie na trudne czasy
– Destabilizacja sytuacji geopolitycznej zwykle zmienia sentyment inwestorów, lecz także osób, które po prostu troszczą się o swój dobytek i oszczędności. Niepokój działa wówczas jak woda na młyn walut określanych mianem bezpiecznych przystani. Jeżeli obecny kryzys migracyjny zacznie wymykać się spod kontroli, pojawi się kolejny argument działający na korzyść dolara, euro czy franka, które są schronieniem dla kapitału na burzliwe czasy – ocenia Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl.
Określenie „kolejny argument” pojawia się tu nie przypadkiem i wiąże się z pandemią koronawirusa, kryzysem energetycznym oraz wywołaną tymi czynnikami rekordową inflacją. Dynamika cen w Polsce wspięła się w październiku do poziomu 6,8 proc. i należała do najwyższych w Europie. Wszystko to w połączeniu z umiarkowanymi reakcjami Narodowego Banku Polskiego w kwestii podnoszenia stóp procentowych sprawia, że Polacy już słono płacą za główne waluty.
– Światowa walka z pandemią i lockdown spowodowały duże zawirowania na rynkach finansowych, co nie sprzyjało złotemu. Rosła awersja do ryzyka, czyli także walut gospodarek wschodzących. Złoty silnie tracił na wartości w relacji do euro, dolara, franka i funta. Zwiększyła się zmienność kursów i Polacy poszukiwali bezpieczniejszych walut – przypomina analityk Cinkciarz.pl.
Król dolar na tronie o solidnych podstawach
Potężny graniczny kryzys i groźba jego rozwoju może wprawić polską walutę, która przecież jeszcze nie zdołała odrobić pandemicznych strat, w znacznie poważniejsze kłopoty.
Gdy górę biorą strach i emocje, wiele osób zaczyna myśleć o kupowaniu twardej waluty.
– Tak było m.in. podczas globalnego kryzysu finansowego, podobne zjawisko obserwowano też w trakcie pandemii. W takich chwilach król jest tylko jeden, a jest nim dolar. Lata mijają, a waluta amerykańska nie traci swojego statusu i roli szkieletu światowego systemu finansowego. Zresztą fundamenty dolara wyglądają w tej chwili naprawdę solidnie. Wzrost gospodarczy w USA odzyskuje impet po krótkiej zadyszce, a Rezerwa Federalna zaczyna odchodzić od kryzysowej polityki. Stany Zjednoczone zasobne są w złoża gazu i ropy, co w czasie gwałtownie drożejących surowców jest dodatkowym atutem – wylicza analityk Cinkciarz.pl.
Czytaj także: Ryzyko osłabienia złotego obecnie najwyższe od czasu rozpoczęcia pandemii koronawirusa >>>
To, co dzieje się na wschodzie, wcale nie tak dawno temu postawiło już złotego pod presją, gdy w 2014 r. doszło do aneksji Krymu i rozgorzał konflikt pomiędzy Rosją a Ukrainą.
– Jeśli tym razem epicentrum napięć znajdzie się bezpośrednio na polskiej granicy, reakcja inwestorów będzie prawdopodobnie zdecydowanie ostrzejsza – szacuje Bartosz Sawicki.
Kurs dolara może nawet dotrzeć do rekordowych 4,30 zł, czyli jeszcze większego poziomu niż podczas zeszłorocznego krachu. W takim wypadku euro musiałoby kosztować ok. 5 zł.