Spór na linii Erdoğan-Başçi negatywnie wpływa na turecką giełdę
O przyczynach korekty nad Bosforem oraz perspektywach dla tureckich akcji rozmowa z Robertem Burdachem, zarządzającym funduszami akcji Union Investment TFI.
W 2014 r. fundusze akcji tureckich dały inwestorom solidne zyski, ale od niedawna na giełdzie nad Bosforem dominują spadki. Co się dzieje?
Po ubiegłorocznym rajdzie i jego kontynuacji w pierwszych tygodniach stycznia cenom akcji należał się odpoczynek – stąd korekta. Co prawda spodziewałem się, że nastąpi ona w pierwszym kwartale, ale obstawiałem, że rozpocznie się nieco później. Bezpośrednich powodów spadków jest kilka.
Na przykład?
Jednym z nich jest odbicie cen ropy. Na rynkach panuje spora nerwowość i inwestorom zdarza się przereagować. Drugi z negatywnych czynników ma charakter wewnętrzny. Rozczarowujący okazał się brak oczekiwanej obniżki stóp procentowych. W kontekście polityki pieniężnej Turcji nie sposób przemilczeć rozgrywającego się w tamtejszych mediach konfliktu pomiędzy urzędującym prezydentem, Erdoğanem, a szefem tureckiego banku centralnego, Başçim.
Co jest kością niezgody?
Oficjalnie spór wynika z odmiennej interpretacji odczytów danych makro, w tym inflacji. Analizując sprawę głębiej, nie sposób się oprzeć wrażeniu, że konflikt na linii Erdoğan-Başçi ma podłoże czysto polityczne, a turecki prezydent zwraca się w stronę swojego elektoratu. Wybory parlamentarne odbędą się już w czerwcu i wydaje się, że Erdoğan buduje poparcie dla partii AKP, z której się wywodzi. Co prawda nic nie wskazuje na to, by partia rządząca przegrała wybory, jednak istnieje wątpliwość czy będzie rządziła samodzielnie czy też zajdzie konieczność utworzenia koalicji. Jak wiadomo, koalicja to kompromisy, zamieszanie, zmiana kadr – co może się odbić na gospodarce. Klimat inwestycyjny nie jest więc sprzyjający. Inwestorzy nie lubią, gdy w grę wchodzi podwyższone ryzyko polityczne.
Czy na tym sentymencie traci tylko rynek akcji?
Nie tylko. Cała sytuacja przyczynia się do wzrostów rentowności tureckich obligacji. Wywiera też presję na walutę, co ma znaczenie dla zagranicznych inwestorów lokujących kapitał w Turcji – słabsza lira przekłada się na niższy zysk uczestników funduszy. Sytuacja jest o tyle nieciekawa, że już wcześniej lira zaczęła się osłabiać w stosunku do dolara, antycypując obniżki stóp. Cięcie nie nastąpiło, jednak turecka waluta nie zareagowała ruchem powrotnym i umocniła się jedynie w minimalnym stopniu.
À propos walut – giełda turecka jako jedna z nielicznych nie zareagowała na decyzję Szwajcarskiego Banku Narodowego (SNB). Czy gwałtowne zmiany kursu franka nie szkodzą Turcji?
Dla Turcji dużo bardziej niekorzystny jest obecny układ euro i dolara amerykańskiego. Tureckie firmy mają więcej kosztów w dolarze, a więcej przychodów w euro. Trend umacniania się amerykańskiej waluty jest częściowo neutralizowany przez niższe ceny surowców. Niewiele natomiast można zaradzić na słabe euro, stąd przychody z eksportu towarów i usług – w tym także turystyki – są niższe.
Jak te informacje mają się do perspektyw tureckich akcji w tym roku?
W krótkim terminie wszystkie wymienione czynniki niewątpliwie będą wywierały presję na tureckie akcje, jednak w ciągu kilku miesięcy sytuacja powinna się uspokoić. Już teraz ceny akcji znajdują się na rozsądnych poziomach, a jeśli korekta potrwa dłużej, walory staną się jeszcze atrakcyjniejsze. To powinno skłonić inwestorów do powrotu nad Bosfor, choć oczywiście warto śledzić gwałtowniejsze ruchy cen ropy naftowej oraz rozwój sytuacji na tureckiej scenie politycznej.
Robert Burdach
Union Investment TFI