Śpieszmy się kochać prezesów, tak szybko odchodzą

Śpieszmy się kochać prezesów, tak szybko odchodzą
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
... I tak dużo kosztują. Przychodzą, dostają wynagrodzenie (niemałe), odchodzą, dostają odprawę (solidną). Portal natemat.pl przedstawił wyliczenia, ile kosztowały zmiany kadrowe jedną tylko spółkę - PZU.

Samo wywalenie (inaczej nie da się tego nazwać) Andrzeja Klesyka to 1,35 mln zł. A właśnie pozbyto się Michała Krupińskiego. Tylko trzeba pamiętać, że czyszczenie spółek z dominującymi udziałami Skarbu Państwa nie kończy się na prezesach. Idzie w dół. Te „dobre” zmiany kosztowały PZU 3 mln zł. Gdzie indziej nie lepiej. Przecież w tym roku „poleciał” prezes Energi Dariusz Kaśków i dwóch wiceprezesów. Wreszcie udało się usunąć kierującą Giełdą Papierów Wartościowych w Warszawie Małgorzatę Zaleską.

Gdyby karuzela kadrowa wiązała się ze zmiana rządzących, byłoby to ich zbójeckie prawo. Wykorzystywane do imentu, bo lecą głowy ludzi, których jedyną winą jest na ogół nominacja z czasów PO, a kompetencje z reguły znacznie wyższe niż następców. Wiedza półrocznego członka zarządu PZU Sebastiana Klimka o ubezpieczeniach opierała się zapewne głównie na okazywanej miłości do szybkich samochodów. Natemat.pl: „Podsumowanie kariery Klimka: zarobione 468 tys. zł w PZU, do tego odszkodowanie za zakaz konkurencji 111 tys. zł, następnie 70 tys. drobniaków wypłaty z PZU Życie, oraz dodatkowo 138 tys. zł tytułem zakazu konkurencji od PZU Życie.” Wiceprezes PKO BP, nadzorujący Obszar Bankowości Międzynarodowej i Transakcyjnej oraz Współpracy z Samorządami i Agencjami Rządowymi Maks Kraczkowski „ma wieloletnie doświadczenie w stanowieniu prawa, znajomość zagadnień gospodarczych w skali krajowej oraz międzynarodowej.” Jako poseł V, VI, VII, VIII kadencji Sejmu. No a jeśli chodzi o bankowość, ma dwa kredyty.

Ale od dłuższego czasu lecą głowy tych, którzy mieli nie tych patronów, co trzeba, należeli nie do tej frakcji PiS, która objęła nadzór nad branżą, w której się pojawili. W drugiej połowie ub.r. rozpoczęły się roszady, które – jak przypomina Rzeczpospolita – „objęły część prezesów powołanych podczas 10-miesięcznych rządów Dawida Jackiewicza w likwidowanym Ministerstwie Skarbu (np. szefów KGHM, Grupy Azoty i Lotosu).” Ostatnią ofiarą frakcyjnej walki jest wspomniana Małgorzata Zaleska.

Tak jakoś bardzo przypomina to lata działalności PZPR. Trudno się dziwić – sporo działaczy PiS ma z ta partią lata wspólnego. A później dziwić się, że przy polskim kotle w piekle nie trzeba stawiać dyżurnego diabła…

Przemysław Szubański

Redaktor Gazety Giełdy Parkiet