Słowa, słowa, słowa
W czasach, których na szczęście nie poznały nasze dzieci, na każdym większym skrzyżowaniu królowało hasło: "Program partii, programem narodu". Minęły lata, a mnie zdaje się, że przeżywam deja vu. Hasło powróciło do łask. I to w tysiącu odmianach. Podszywają się pod nie i partie, i organizacje, konsorcja i firmy, wszelkiej maści kierownicy i kandydaci na nich. A inni muszą się im podporządkowywać i zgadzać z nimi.
Nie ma odwołania – to oni decydują o tym, co jest sukcesem, a co porażką – nawet jeśli większość wokół ma inne zdanie. Ci z góry – zgodnym chórem powtarzają za Stanisławem Ignacym Witkiewiczem: Dobrze jest, psiakrew, a kto powie, że nie, to go w mordę!
A że nikt za darmo w mordę dostać nie lubi, namnożyło się konformistów. To nawet zrozumiałe – po co się narażać, skoro można przytaknąć. Po co się męczyć, szukając własnych poglądów, skoro można przyjąć poglądy innych. Po co głosić własne i brać od życia baty, gdy głosząc cudze, żyje się wygodniej.
Któż przejmowałby się słowami Fiodora Dostojewskiego: Zełgać po swojemu – to nieomal lepsze niż powtórzyć prawdę za kimś innym; w pierwszym wypadku jest się człowiekiem, w drugim tylko papugą.
Może dlatego tak mało dzisiaj pracy, a tak wiele słów. Rzekł Monteskiusz (Charles Louis de Secondat de Montesquieu): Ludzie, co mają mało do roboty są wielkimi gadułami: im mniej ktoś ma do myślenia, tym więcej gada. A ja powtórzę tylko za Georgem Christopherem Lichtenbergiem: Jest już bardzo źle, jeśli dziś powiedzenie czegoś fałszywego przynosi tyle zaszczytu.
Oj, rzeczywiście…