Siła wyobraźni
Tomasz Adamek potwierdził minionej soboty znane walory. Hart ducha, determinację, serce do walki, dobre wyszkolenie techniczne. Niestety w walce ze starszym z braci Kliczko okazało się to zbyt mało!
Owszem byli w królewskiej wadze mistrzowie niżsi wzrostem (Joe Frazie) czy lżejsi od Adamka – Ewander Holyfield. Mieli jednak, podobnie jak pyskaty i gorszy boksersko od Górala Dawid Haye, jeden rozstrzygający atut. W żargonie znawców określany jako „przemówienie w pięści”. Niewtajemniczonym wyjaśniam – chodzi o nokautujące uderzenie. Czemu piszę o tym wszystkim?
Czterdzieści tysięcy ludzi na stadionie we Wrocławiu i kolejne sto (z okładem) tysięcy nabywców pakietów telewizyjnych w systemie pay-per view zapewniło sukces biznesowy przedsięwzięcia, zaś Adamkowi gażę, o której w niższych wagach mógł jedynie pomarzyć. Machina marketingowa w połączeniu z desperacką potrzebą sukcesu rodaków dały imponujący efekt. Poza jednym. W ringu widzieliśmy dwóch facetów, którzy nigdy, powtarzam nigdy, nie powinni się znaleźć w jednym miejscu o tej samej porze. Chyba że w charakterze widzów.
Poczucie miary to rzecz przydatna nie tylko w sporcie. Nie wiem, czy dalsza kariera Adamka ma sens. To pytanie, na które sam musi znaleźć odpowiedź. Nasi politycy, zwłaszcza ci, którzy sądzą, że wszystko jest możliwe, bo wyborcy i tak kupią każdą bez wyjątku fantasmagorię, niech spróbują sobie przy tej okazji odpowiedzieć – na własny użytek – na pytanie, co robią w wadze ciężkiej, mając predyspozycje najwyżej na wagę kogucią?! I nie o parametry fizyczne tym razem chodzi.