Rynek pracy w Stanach Zjednoczonych grzeje
Kolejne bardzo dobre dane z amerykańskiego rynku pracy sugerują, że w tamtejszej gospodarce doszło do trwałej poprawy koniunktury. Ale Stany Zjednoczone zmagają się z dylematem, który może mieć potężne implikacje dla polityki makroekonomicznej: dlaczego przy szybkim wzroście zatrudnienia nie rosną płace?
Co do szczegółów: w styczniu zatrudnienie w USA wzrosło o 257 tys. miesiąc do miesiąca, wyraźnie powyżej oczekiwań, a do tego mocno w górę zrewidowane zostały dane za poprzednie dwa miesiące. Średnia trzymiesięczna wynosi 336 tys. i jest najwyższa od listopada 1997 r. Roczna zmiana zatrudnienia wynosi 2,3 proc. i jest najwyższa od połowy 2000 r. Ale dlaczego wciąż niski jest wzrost płac? (Widać to bardzo wyraźnie na wykresie obok). Dopóki płace nie ruszą z miejsca, ryzyko inflacji będzie bardzo niskie i potrzeba reakcji banku centralnego na rozkręcającą się koniunkturę ograniczona. Hipotez jest kilka. Jedna jest taka, że w kryzysie firmy nie obniżyły wystarczająco płac, więc teraz dłużej poczekają z podwyżkami. Inna, że po ogromnym szoku z 2008 r. lepiej patrzeć na poziom, a nie dynamikę zatrudnienia. Ponieważ stopa zatrudnienia wynosi wciąż tylko ok. 68 proc., wobec przedkryzysowych 72 proc., presja płacowa nie pojawi się jeszcze przez parę lat.
Podsumowanie: Rynek pracy w USA rozkręca się, ale istotnym brakującym elementem jest brak narastania dynamiki płac.
Opisana powyżej sprzeczność między doskonałymi wynikami zatrudnienia a słabym wzrostem płac sprawia, że rynek ma ogromny problem z oceną, kiedy zaczną rosnąć stopy procentowe w dolarach. Widać to po dużej ostatni zmienności oprocentowania rocznego bonu skarbowego, który najlepiej wycenia oczekiwany moment zmian stop. Dzienna zmiana rentowności tego bonu rzadko przekracza 1-2 pkt bazowe, tymczasem w piątek rentowność wzrosła o 6 pkt bazowych – najwięcej od początku kwietnia 2011 r. W grudniu zeszłego roku rentowność tego bonu istotnie wzrosła w reakcji na zaostrzenie tonu przez Fed, ale w styczniu znacząco się obniżyła w reakcji na oczekiwany spadek inflacji. W grudniu rynek był przekonany, że Fed zacznie podnosić stopy procentowe w połowie 2015 r., w styczniu zaczęła dominować narracja, że stanie się to pod koniec 2015 r. lub nawet w 2016 r. Wygląda na to, że wracamy do grudnia, choć niska inflacja i niski wzrost płac sprawiają, że wahliwość oczekiwań będzie na pewno duża.
Podsumowanie: Rynek powraca do wyceny podwyżki stóp Fed w połowie 2015 r. Choć jeszcze wiele może się zmienić, to jest najbardziej prawdopodobny scenariusz.
Rynek
Na rynek napływa sporo istotnych informacji -dobre dane z USA, poprawa perspektywy ratingu Polski przez agencję S&P ze stabilnej na pozytywną, narastające napięcie między Grecją i UE, nasilający się konflikt militarny na wschodzie Ukrainy. Dwie pierwsze informacje zmniejszą premię za ryzyko i sprzyjają polskiej walucie. Wprawdzie dane z USA mogą oddziaływać na złotego w różne strony, ale widać, że obawa przed efektami ewentualnych podwyżek stóp przez Fed została zdominowana przez wyższy apetyt na ryzyko. Złoty umocnił się po danych z USA. I to po mimo wyraźnej wyprzedaży na rynku polskich obligacji. Natomiast czynniki ryzyka, szczególnie ten grecki nie mijają. Nawet jeżeli ryzyko wyjścia Grecji z euro nie jest duże, to temat będzie rozpatrywany i wałkowany coraz częściej, również przez inwestorów. Na razie więc dalszego dużego umocnienia złotego bym się nie spodziewał.
Podsumowanie: Złoty mocniejszy dzięki wyższemu apetytowi na ryzyko, ale bliskość ważnych poziomów opory i ryzyko greckie mogą utrudnić dalsze wyraźne umocnienie w krótkim okresie.
Ignacy Morawski
Główny Ekonomista
BIZ Bank