Rynek Finansowy: Końca nie widać…
Krzysztof Maciejewski
Gdy dekadę temu wybuchł kryzys finansowy, postawiona diagnoza nie pozostawiała wątpliwości – winne są banki, które wymagają wielkich reform. Lekarstwem miały być kolejne unijne dyrektywy i rozporządzenia, które rzeczywiście w dużej mierze uzdrowiły europejski sektor finansowy. Samozwańczy medycy z Brukseli zapomnieli chyba jednak o tym, że każdy lek wywołuje skutki uboczne (zresztą skrupulatnie wyliczane na ulotce), co oznacza w największym skrócie to, iż lecząc jedną chorobę, wywołujemy nieuchronnie inne schorzenia. Można się zastanawiać, czy zaordynowana kuracja nie okaże się ostatecznie groźniejsza niż pierwotna niedyspozycja.
Ostrożny optymizm
Tymczasem uwarunkowania zewnętrzne każą spoglądać na najbliższe dwanaście miesięcy z umiarkowaną pogodą ducha. Międzynarodowy Fundusz Walutowy oszacował globalny wzrost gospodarczy w 2016 r. na poziomie 3,2%, najsłabszym od czasu kryzysu finansowego, ale tegoroczna projekcja wynosi już 3,6%, a w 2018 r. wzrośnie do 3,7%. Obie prognozy, opublikowane w październiku ub.r., zostały skorygowane w górę o 0,1 punktu procentowego właśnie dzięki wyższym indywidualnym szacunkom MFW dla strefy euro, Japonii, Chin, Wschodniej Europy i Rosji. To pozwoliło na zrównoważenie wcześniejszej korekty w dół dla Wielkiej Brytanii i USA.
Po kryzysie finansowym Stany Zjednoczone ożywiły się szybciej niż Europa, więc cykl koniunkturalny jest tam nieco bardziej zaawansowany. A to oznacza, że niektórzy już czekają na… kolejny kryzys. Capital Economics uważa, że poziom produktu krajowego brutto w USA wzrośnie z 2,1% w 2017 r. do 2,5% w roku bieżącym, ale uważa, że konsumpcja spadnie w dalszych perspektywach. – Nie widzimy na razie recesji w Stanach Zjednoczonych – mówi Andrew Kenningham, główny ekonomista w Capital Economics. – Istnieje jednak ryzyko znacznego spowolnienia do 2019 i 2020 r. Wyższe stopy procentowe prawdopodobnie będą tłumić wydatki gospodarstw domowych i zatrudnienie, więc wzrost będzie spowalniał – dodaje.
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja po tej stronie Atlantyku. Europejski Bank Centralny skupia się wciąż na inflacji, która – rozczarowując niektórych – nie chce powrócić. Stoi za tym akomodacyjna postawa EBC i program luzowania ilościowego (QE), czyli podejście, które dopiero teraz będzie stopniowo rozluźniane. Podstawowa stopa procentowa nadal wynosi 0% i prawdopodobnie nie będzie podniesiona w 2018 r.
Według agencji Moody’s, banki europejskie są obecnie w najlepszej kondycji od 2007 r. Zdaniem Frederica Drevona, agencyjnego szefa globalnej bankowości, koszt kredytu dla instytucji jest najniższy w historii. – Podczas gdy amerykański sektor bankowy pozostaje silniejszy niż jego europejski odpowiednik, europejskie banki idą w dobrym kierunku – zaznacza Drevon. Niektórzy twierdzą jednak, że strefa euro jest skazana na zagładę z powodu zagrożonych kredytów w bilansach banków. Trzeba jednak pamiętać, że niskie stopy procentowe są dla złych kredytów dość pomocne.
Widma regulacyjne
Czy w tej sytuacji kolejne obciążenia regulacyjne dla banków naprawdę są konieczne? Wyliczmy może, co czeka europejskie instytucje w najbliższych miesiącach. 13 stycznia wchodzi w życie zaktualizowana dyrektywa w sprawie usług płatniczych (PSD2). Zmieni ona dość istotnie warunki współpracy pomiędzy bankami a innymi podmiotami – firmami sektora fintech i instytucjami pożyczkowymi. Bankowcy wciąż żywią obawy, że otwarcie dostępu do systemów transakcyjnych zagrozi zarówno ich instytucjom, jak i klientom. Zwłaszcza że standardy postępowania – chociaż przyjęte kilka miesięcy temu – na razie nie obowiązują.
Jeszcze szybciej niż PSD2, bo już 3 stycznia zaczęła obowiązywać dyrektywa MiFID2. Tu z kolei banki muszą nieco oddać pola na rzecz rynków giełdowych – szczególnie w przypadku instrumentów pochodnych. Kolejna styczniowa zmiana dotyczy standardów sprawozdawczości finansowej. Nowy wymóg – IFRS 9 – wiąże się z koniecznością tworzenia rezerw na spodziewane straty. Najpewniej wpłynie to na ogólne wyniki finansowe banków, a już na pewno na stabilność zysków.
Dość istotne znaczenie – tym razem już wyłącznie dla banków w Polsce – będzie mieć wprowadzenie tzw. mechanizmu podzielonej płatności (więcej o tym na stronach 26-27). No i jest przecież także RODO.
Kolejne widma czekają na razie w kolejce. Szybkimi krokami zbliżają się: finalizacja prac nad Bazyleą III i nieco zapomniany, ale niebawem z pewnością wydobyty na powierzchnię proces budowy unii bankowej.
|
Co uradzono w Bazylei?
W czwartek 7 grudnia 2017 r. Bazylejski Komitet Nadzoru Bankowego ostatecznie uzgodnił ramy Bazylei III, mające na celu zapobieżenie kolejnemu kryzysowi finansowemu i stworzenie równych szans dla globalnych banków. Od poprzedniej katastrofy minęła dekada, a pełne wdrożenie nowych zasad nie nastąpi raczej przed upływem kolejnego dziesięciolecia. Biorąc pod uwagę tak długi proces, trudno się dziwić, że w sektorze bankowym, a nawet w wielu organach regulacyjnych, odczuwa się lekki przesyt. Wynegocjowanie ostatecznej umowy było jednak wielkim osiągnięciem i zostało przyjęte z ulgą, ponieważ zapewnia pewien stopień pewności. Szkoda tylko, że Komitet Bazylejski nie dotrzymał obietnicy, iż nie podniesie znacząco poziomu kapitału dla większości banków. Szacuje się, że jego niedobór dla branży w wyniku ostatecznych zasad wyniesie 90,7 mld euro. Obciążenie to dotyczyć ma głównie największych banków i jest dla nich akceptowalne, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że szacunki oparte są na danych dwuletnich, a od tego czasu banki poprawiły swoją solidność.
Oczywiście, nie chodzi wyłącznie o poziom kapitału. Znacznie istotniejsze z punktu widzenia regulatorów będzie standaryzowane podejście do jego mierzenia. Komitet Bazylejski od dawna podnosił wątpliwości, czy aby niektóre banki nie wykorzystują modeli wewnętrznych do sterowania poziomami kapitałowymi. Już teraz wiadomo, że np. modele wewnętrzne nie będą już dopuszczane dla ryzyka operacyjnego. Przy ocenie ekspozycji kredytowych na duże przedsiębiorstwa i instytucje finansowe banki nie będą już mogły stosować podejścia opartego na zaawansowanym ratingu wewnętrznym (IRB). Tymczasem korekty pomiaru wskaźnika dźwigni i bufora wskaźnika dźwigni dla banków globalnych o znaczeniu systemowym, który przyjmie postać bufora kapitałowego Tier 1, zostaną ustalone na poziomie 50% wartości bufora kapitałowego ważonego ryzykiem. Obecnie wynosi on około 35%.
|
Nie tylko finanse
Okazuje się zresztą, że nadmiar regulacji wpływa również na pozafinansowe aspekty funkcjonowania banków. Bardziej rygorystyczne przepisy mają na celu poprawę standardów, ale ich niezamierzoną konsekwencją jest zniechęcanie utalentowanych bankierów inwestycyjnych. Coraz częściej wybierają oni spokojniejszą pracę w funduszach private equity czy innych instytucjach finansowych. Odchodzący zabierają ze sobą wiedzę i doświadczenie, co nie jest dobrą wiadomością.
Nie dotyczy to zresztą wyłącznie Europy. W Stanach Zjednoczonych ustawa Dodda-Franka przyniosła największe zmiany regulacyjne w branży finansowej od 1930 r. Reguła Volckera ogranicza inwestycje spekulacyjne, a drakońskie wymogi w zakresie sprawozdawczości wprowadzone przez FATCA uderzają w amerykańskiego podatnika.
Bankowcy pracujący na wszystkich szczeblach poddawani są także indywidualnym regulacjom. Muszą np. podejmować odpowiednie kroki, by zapobiegać naruszeniom przepisów. Zwłaszcza kadra kierownicza wyższego szczebla ponosi odpowiedzialność za wszelkie wykroczenia, które należą do zakresu ich odpowiedzialności. Do niedawna proponowane zasady sprawiały, że menedżerowie wyższego szczebla byliby osobiście odpowiedzialni za niewłaściwe zachowanie innych osób „odbywające się na ich oczach”, nawet jeśli nie mieli nic wspólnego z niewłaściwym postępowaniem. Dla wielu okazało się to ostatnią kroplą przepełniającą czarę goryczy, nawet jeżeli te przepisy nieco zliberalizowano. Wielkie banki tracą więc tych menedżerów, którzy są prawdopodobnie najlepiej przygotowani do utrzymania obowiązujących standardów. Organy regulacyjne muszą dopilnować, aby zmiany zostały przemyślane z uwzględnieniem wpływu na obecną i przyszłą działalność oraz ryzyko. Warto więc rozważyć długoterminowe skutki regulacji, a nie tylko rozwiązywać bezpośrednie problemy i gasić pożary.