Rosja kupuje jak szalona, kurs złota stoi w miejscu
Mniejsza aktywność inwestorów ze względu na święta przełożyła się na niższą płynność na rynku złota, co zaś wywołało spadki wartości kruszcu. Tylko jednak w pierwszej części tygodnia. Piątek przyniósł bowiem spore odreagowanie, kurs odrobił całą stratę i w najbliższych dniach inwestorzy będą walczyli o pułap 1200 dolarów za uncję.
Kurs w minionym tygodniu nie powrócił jednak do zapoczątkowanego na początku listopada kanału wzrostowego. A szkoda, bo kiedy cena kruszcu przez moment przebiła linię 1220 dolarów za uncję pojawiła się całkiem realna szansa, że złoto zacznie dalszą wędrówkę w górę, przynajmniej do poziomu 1250-1300 dolarów. Tak się jednak nie stało i na najbliższe dni bardziej prawdopodobny jest scenariusz, w którym kurs po raz kolejny będzie walczył o przebicie psychologicznej bariery 1200 dolarów za uncję.
Niewiele w tej kwestii pomogły opublikowane we wtorek dane Międzynarodowego Funduszu Walutowego na temat rezerw światowych banków centralnych, a przede wszystkim Rosji. Okazało się, że Moskwa po raz ósmy z rzędu zwiększyła stan posiadanego złota, tym razem o 18,7 tony do 1187,5 tony w sumie. Część zakupów była jednak efektem planu ratowania lokalnych producentów kruszcu, którzy po nałożeniu sankcji za Ukrainę nie mogą sprzedawać poza granicami kraju i borykają się z poważnymi problemami.
Dlaczego Rosja po tym, jak światowe mocarstwa nałożyły sankcje za zajęcie ukraińskiego Krymu, zaczęła kupować złoto na taką skalę? Na rynkach nie jest to żadna nowość. Kraje rozwijające się chcą w ten sposób zdywersyfikować rezerwy i zmniejszyć udział dolara lub euro w strukturze bilansu. W Rosji jest jednak inaczej, ponieważ w przeciwieństwie do innych wschodzących gospodarek, tam rezerwy dewizowe bardzo mocno topnieją. Złoto dla Putina wydaje się jednak jedynym i równocześnie najlepszym rozwiązaniem. Nie ma bowiem na świecie aktywów, które zapewniałyby podobny stopień bezpieczeństwa i równocześnie byłyby wolne od obciążeń politycznych. Kupowanie amerykańskich obligacji przez Rosję w obecnych warunkach byłoby dla Putina wizerunkowym strzałem w kolano, zwłaszcza w oczach własnego narodu. Decyzja ta wydaje się słuszna również ze względów fundamentalnych – kiedy największe banki centralne – w tym Fed drukują miliardy, kruszec wydaje się najlepszą przystanią na ciężkie czasy.
Zakupy złota przez Rosjan są imponujące, jednak patrząc w nieco krótszym terminie, inwestorów w minionym tygodniu odstraszył drożejący dolar. Notowania amerykańskiej waluty w stosunku do euro są już powyżej szczytu z 2012 roku, zaś U.S. Dollar Index osiągnął pułap 63 punktów i jest najwyżej od 2010 roku. Tym razem pretekstem do zakupów okazały się dane z amerykańskiej gospodarki – zmiana PKB w trzecim kwartale wyniosła plus 5 procent, podał Departament Handlu w finalnym komunikacie. Był to najmocniejszy wzrost od 2003 roku.
Czynniki makro, które wzmacniają dolara, równocześnie niekorzystnie przekładają się na notowania walut krajów o nieco mniejszej i mniej stabilnej gospodarce, w tym Polski. Złoty w stosunku do amerykańskiej waluty w minionym tygodniu stracił około 3 procent. W przypadku naszego kraju przeszkadzają też dane wewnętrzne. Stopa bezrobocia w listopadzie utrzymała się na poziomie 11,4 procent, mimo że ekonomiści zakładali jej niewielki spadek. Dużo mocniej rozczarował wynik sprzedaży detalicznej – zmiana wyniosła minus 8,1 proc. w ujęciu miesięcznym oraz minus 0,2 proc. rok do roku, podczas gdy szacunki mówiły o przynajmniej 2-procentowym wzroście. Zdaniem rządu, słabsza waluta póki co nie jest jednak żadnym powodem do niepokoju. W opublikowanym w Reutersie w Wigilię wywiadzie minister finansów Mateusz Szczurek przyznał, że deprecjacja złotego – w “rozsądnych granicach” – okaże się korzystna dla gospodarki.
Michał Tekliński
Mennica Wrocławska