Redaktor naczelny “Miesięcznika Finansowego BANK”: Uczciwość to rynkowa wartość
Pożyczone pieniądze trzeba będzie kiedyś zwrócić, a niepłacenie pracownikom i kontrahentom jest jaskrawym działaniem przeciwko podstawom judeochrześcijańskiej moralności. Osłabienie możliwości odzyskiwania pieniędzy przez firmy z branży finansowej stało się faktem z powodu radosnej twórczości UE robionej w imię ochrony praw klientów. To podważa podstawy bezpieczeństwa obrotu gospodarczego i wprowadza dodatkowo niepewność. Czasami dochodzę do wniosku, że te moralne zasady, wręcz podstawa naszego ziemskiego bytowania, są coraz szybciej rozmieniane na drobne w imię kolejnej mutacji socjalizmu z ludzką twarzą. Ale winny za ten stan rzeczy jest nie tylko Sejm i Bruksela. Mój serdeczny kumpel z podstawówki, który wyemigrował w latach 80. do Francji, zwrócił mi już 30 lat temu uwagę, że choć polski Kościół tak rygorystycznie apeluje o przestrzeganie reguł w sprawach obyczajowych, to rzadko mówi z ambon: „niepłacenie pracownikom i kontrahentom należnych im pieniędzy jest takim samym grzechem jak złodziejstwo”.
Dlaczego do tej pory nie wprowadzono nad Wisłą prostej francuskiej zasady: jeżeli ktoś nie zapłacił ci za fakturę, nie musisz opłacać podatku od dochodu oraz VAT-u. Z jakiego powodu wciąż nie możemy, tak jak nad Sekwaną, uzyskać w ciągu dwóch miesięcy wyroku nakazującego wierzycielowi uregulowanie należności? W 2009 r. byłem na spotkaniu byłych ministrów sprawiedliwości, na których jeden z nich o solidarnościowym rodowodzie wypalił do pozostałych: „jak długo jeszcze będziemy psuli polskie prawo, aby nasze firmy, nasi krewni i znajomi mieli się z czego utrzymać?”. I w tym dramatycznym pytaniu zawarte jest clou problemów z polskim system prawnym: od legislacji po same „niezawisłe” sądy. Ustawodawca wypuszcza na rynek kolejne projekty prawne, które niczym oprogramowanie komputerowe wymaga stałego wyszukiwania dziur, instalowania cyfrowych łat, a i tak tylko producent wie, gdzie są pochowane furtki omijające wszelkie zabezpieczenia.
Czy politycy i całe klany prawników nie są dziś takimi producentami? Polscy politycy zamiast ułatwiać życie ludziom, wychodzą z założenia, że ogromna większość ulega iście bolszewickiej zasadzie, że wszyscy są winni, a ci pozornie bez skazy, to ci, którym nie udało się czegoś udowodnić. Ta iście peerelowska zasada zbiorowej odpowiedzialności tkwi mentalnie w systemie biurokratycznym państwa od roku 1944 aż po dziś dzień. Odzwyczajenie obywateli od obowiązku regulowania należności za podatki, czynsz, mandaty, kredyt etc. spowoduje nieuchronne dodatkowe koszty (ryzyko prawne) boleśnie przerzucane na tych uczciwych. Wielkim problemem dla naszego kraju jest stały brak propaństwowych elit na poziomie patriotyzmu porównywalnym do tego z lat 1918-1939. Ucząc młodych Polaków nieodpowiedzialności, pomagając im w szukaniu sposobów, aby żyć czyimś kosztem, szykujemy sobie jako społeczeństwu bardzo ponurą przyszłość. Czy naprawdę o to chodziło elitom politycznym państwa po 1989 r., w 30-lecie obrad Okrągłego Stołu?