Redaktor naczelny “Miesięcznika Finansowego BANK”: Polityka kontra wolny rynek?
Raczej nie, skoro ograniczy to konkurencję produktową pomiędzy bankami. A nowe obciążenia fiskalne spowodują przerzucanie przez banki dodatkowych kosztów prowadzenia biznesu na swoich klientów. A te nowe koszty nie są małe: wyższa składka na BFG, dostosowanie do wymogów regulacyjne (np. RODO, bufory płynnościowe), podatek bankowy itp.
Co więcej, można dojść do wniosku, że tylko kreatywność bankowych kadr, stosowanie nowoczesnych technologii daje duży poziom bezpieczeństwa i wynikający z tego stopień zaufania społecznego. Ale na jak długo? Czy wolnorynkowym rozwiązaniem będzie konsolidacja sektora do zaledwie 5-6 dużych grup kapitałowych? Potrzeby polskiej gospodarki są wciąż ogromne i niezaspokojone: stare elektrownie węglowe, degrengolada prawna i biznesowa energii odnawialnej, w której rozwój banki utopiły setki milionów złotych, walka ze smogiem, dokończenie budowy sieci autostrad, dróg lokalnych i ekspresowych itp.
Na to potrzeba wielu silnych banków i masy pieniędzy od klientów i korporacji, dlatego wszelkie przedwyborcze pomysły typu prezydencka ustawa o pomocy dla frankowiczów, nie służą ani bankom, ani gospodarce. Postawmy sobie pytanie: czy ci, którzy brali tanie kredyty hipoteczne (często na kilka lokali na wynajem) byli, są lub będą kiedykolwiek wyborcami PiS?
Raczej nie, tym bardziej że, patrząc na zimno, i tak sfinansowali budowę swoich domów i mieszkań taniej niż pozostali kredytobiorcy złotówkowi. Dopóki utrzymują się takie, a nie inne stopy procentowe w Polsce i w Szwajcarii, ta forma kredytu hipotecznego okazało się ścieżką najbardziej optymalną finansowo. Problemem jest to, że zbyt wielu moich rodaków uwierzyło, iż wejście Polski do UE w sposób automatyczny przełoży się na szybki wzrost dobrobytu. I wielu z nich zbyt optymistycznie przeszacowało swoje zarobki i perspektywy zawodowe, zadłużając się na cale dekady.
Tak się nie stało po pierwsze z powodu ogromnych zapóźnień polskiej gospodarki po komunizmie, po drugie z powodu globalnego kryzysu finansowego z lat 2007-2010 wywołanego bańką spekulacyjną na amerykańskim rynku nieruchomości. To że nie było powtórki z Wielkiej Depresji z roku 1929 jest efektem historycznej refleksji i skutecznego interwencjonizmu państwowego w Europie i USA. Zapłacili za to podatnicy, choć nie polscy, co jest słusznym powodem do dumy kadr bankowych od NBP po banki spółdzielcze. Frankowiczom w potrzebie pomóc może słynny sześciopak, bo wszelkie pomysły odgórnego i narzuconego wszystkim przewalutowania pachną gospodarką centralnie planowaną. Czy lutowe podwyższenie składki banków na BFG ma stać się poduszką finansową na kolejne problemy ze SKOK-ami? Czy w tej sprawie rząd jest do końca transparentny, specjalnie używam tego słowa, które powoli staje się słowem kluczem dla kolejnych zatrzymań przedstawicieli kadry finansowej, ale często bez finału w postaci praworządnych końcowych wyroków? Czy casus Kwaśniaka i Jakubiaka nie jest negatywnym symbolem, że polityka zdominowała polskie życie gospodarcze?