Problemem Europy jest niepełna integracja

Raport Draghiego pokazuje, że gospodarka europejska straciła konkurencyjność wobec Stanów Zjednoczonych i Chin. Czy Europa, a w związku z tym i Polska jest skazana na przegraną w tym światowym wyścigu?
– Raport rzeczywiście nie jest optymistyczny. Wskazuje, że Europa ma kłopot z regulacją i z innowacyjnością. To oznacza problemy z konkurencyjnością na tych polach, na których Europie zależy. Unia Europejska nie chce bowiem konkurować kosztowo w tradycyjnych, pracochłonnych przemysłach, tylko w tych branżach, gdzie aktualnie tworzona jest największa wartość dodana. Chodzi przede wszystkim o przemysł i usługi wysokich technologii, jak choćby generatywna sztuczna inteligencja. Wystarczy jednak spojrzeć na wyceny spółek, by zobaczyć, że giełdy w Europie są zdominowane przez podmioty starej gospodarki, jak konglomeraty przemysłowe, energetyczne, firmy farmaceutyczne czy banki. Z kolei w Stanach Zjednoczonych wśród dziesięciu największych spółek aż dziewięć reprezentuje technologie, a dziesiątą jest fundusz inwestycyjny Berkshire Hathaway, który w swoim portfelu ma również podmioty nowej gospodarki.
Jest szansa, by zmienić ten profil gospodarczy Europy i nadgonić dystans do światowej czołówki?
– Raport zawiera sporo rekomendacji. Znaczna część z nich sugeruje pewien wzrost protekcjonizmu gospodarczego, w odpowiedzi na faktyczny wzrost protekcjonizmu na świecie. Raport wskazuje, że Europa powinna znacząco zwiększyć nakłady inwestycyjne i żeby duże środki na inwestycje przekazał sektor państwowy. Wydaje mi się, że problem został rzeczywiście dobrze zdiagnozowany. W UE są państwa, które mają na to przestrzeń fiskalną. Przykładem są Niemcy, które aktualnie mają niskie długi i deficyt oraz niskie stopy procentowe i dyskusja nad tym, by w tym newralgicznym momencie wydać więcej pieniędzy na inwestycje, jest jak najbardziej zasadna. Prawdopodobnie ze względu na nowe rozdanie po wyborach będzie większa szansa na wzrost wydatków publicznych w Niemczech.
Jeśli jednak chodzi o Europę, to poważnym problemem jest niepełna integracja. Kontynent jest bardzo rozdrobniony pod względem rynków finansowych. W kwestii regulacji, pomimo europejskich dyrektyw, wciąż nie ma pełnej harmonizacji na poziomie regulacji krajowych. Z punktu widzenia gospodarczego taka mądra harmonizacja przepisów jest kluczowa.
Z drugiej strony Europa ma bardzo duży rynek wewnętrzny, który jest bardzo atrakcyjny dla innych bloków gospodarczych i w związku z tym powinna go chronić. Przykładem jest nieuczciwy, mocno subsydiowany, chiński eksport. Europa jako blok gospodarczy powinna prowadzić efektywną i mądrą politykę celną, tak jak ma własną politykę klimatyczną odmienną niż w innych blokach gospodarczych. To wszystko wymaga jednak sprawności prawnej i synchronizacji, bo zbyt skomplikowany i dziurawy system ceł może okazać się strzałem w stopę.
Czy wybór Donalda Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych to dla Unii Europejskiej szansa na mobilizację i przyspieszenie integracji, czy raczej zagrożenie i ryzyko rozbicia jedności?
– Agenda Donalda Trumpa jest jasna. America First oznacza, że interesy USA będą zawsze na pierwszym miejscu i dobór środków będzie podporządkowany temu celowi. Jeśli okaże się, że istnieje szansa na ogrywanie Unii Europejskiej i dogadywanie się bilateralne z poszczególnymi państwami, to Donald Trump to wykorzysta. Dla Europy jest to moment newralgiczny, bo dwie największe gospodarki – Niemcy i Francja – mają poważne problemy. To oznacza, że Europa znajduje się aktualnie bez silnego przywództwa, które zawsze płynęło z jednego z tych dwóch najsilniejszych krajów. W konsekwencji Unia Europejska wydaje się mniej spójna i to będzie pewnie przez prezydenta USA wykorzystywane.
Cały wywiad z dr Ernestem Pytlarczykiem przeczytasz tutaj