Posłuchajmy, co powie miedź
Patrząc na zachowanie indeksu cen surowców, który w ciągu pierwszych czterech miesięcy 2014 r. wzrósł o prawie 15 proc., można sądzić, że mamy już początek hossy na tym rynku. Przy bliższym spojrzeniu, wniosek ten wydaje się jeszcze nieco przedwczesny, choć niewątpliwie pierwszy ruch w kierunku zmiany dominującej od trzech lat tendencji spadkowej, został zrobiony.
Spadkowa tendencja na surowcowym rynku trwa nieprzerwanie od maja 2011 r., a więc od niemal trzech lat. W tym czasie indeks CRB, odzwierciedlający koniunkturę na rynkach kilkudziesięciu różnego rodzaju surowców, stracił 26 proc. Pierwsze dwa tygodnie 2014 r. nie zwiastowały przełomu na rynku surowców. Wręcz przeciwnie, spadek CRB zdecydowanie się pogłębił, o prawie 4,5 proc. Jednak już w drugiej połowie stycznia nastąpiła radykalna zmiana tendencji. Do pierwszych dni marca wskaźnik poszedł w górę aż o ponad 13 proc. Ten trwający nieprzerwanie przez osiem tygodni dynamiczny rajd trudno uzasadnić zmianą tendencji lub perspektyw w globalnej gospodarce. Ponadto na wzrost indeksu zapracowała jedynie część jego składowych, czyli towary rolne. Ich silną zwyżkę można tłumaczyć czynnikami pogodowymi oraz częściowo geopolitycznymi, a więc nie mającymi trwałego charakteru. Notowania większości surowców przemysłowych, a więc tych, których ceny ściśle zależą od koniunktury gospodarczej, nie wykazywały żadnych oznak przesilenia. Najbardziej reprezentatywne pod tym względem notowania miedzi ostro zniżkowały aż do połowy marca. Pod koniec 2013 r. analitycy najbardziej renomowanych banków świata prognozowali, że nadchodzący rok będzie na rynku surowców nieudany. Ostrzegali przed możliwością nawet 15 proc. spadków między innymi rudy żelaza, miedzi, złota czy soi, argumentując swe przewidywania wysokim stanem zapasów tych surowców.
Pierwsze miesiące roku wskazują, że ten pesymistyczny scenariusz na razie się nie sprawdza, mimo że ma bardzo logiczne i fundamentalne uzasadnienie. Europejska gospodarka dopiero zaczyna wygrzebywać się ze spowolnienia i upłynie sporo czasu, nim nabierze przyzwoitej dynamiki. Ameryka zaliczyła słabszy pierwszy kwartał 2014 r. i również nie zapowiada się, by miała w najbliższym czasie ruszyć w górę tak ostro, by było to odczuwalne na rynkach surowcowych. Gospodarka chińska znalazła się w fazie spowolnienia największego od kilkunastu lat. Pozostałe gospodarki wschodzące także nie wyglądają kwitnąco. Najbardziej agresywnie grające na rynkach towarowych banki świata w znacznym stopniu ograniczyły swoje spekulacyjne transakcje, niektóre, jak na przykład Barclays zamierza się pozbyć działu surowców. Tak więc spekulantów nie można obarczyć całą winą, za widoczną w niektórych segmentach rynku surowcową hossę, choć jej dynamika może wskazywać na ich aktywność.
Rodzi się więc pytanie, czy rzeczywiście mamy do czynienia z początkiem trwałej, fundamentalnej zmiany trwającej od trzech lat spadkowej tendencji, czy jedynie chwilowym odreagowaniem? Na razie trudno na nie dać jednoznaczną odpowiedź na podstawie jedynie obserwacji zmian indeksu. Choć linia trendu spadkowego została na początku lutego zdecydowanie pokonana, to wiarygodność takiego sygnału jest ograniczona. Przybiegała ona tak stromo, że nietrudno było znaleźć się powyżej niej. Co prawda po dokonaniu tego, indeks zawędrował dość wysoko, ale nie zdołał pokonać poprzedniego lokalnego szczytu z jesieni 2012 r. Po zbliżeniu się w jego okolice, mieliśmy do czynienia ze spadkową korektą. Zwyżka nie została powstrzymana na długo, ale po czterech tygodniach znów przyszło osłabienie. Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem wydaje się wejście indeksu w trend boczny, do czasu pojawienia się kolejnych impulsów, które pozwolą określić dalszy kierunek. Ruchu w górę nie będą już raczej napędzać napompowane mocno notowania surowców rolnych, które weszły w fazę korekty. Trudno się temu dziwić, jeśli spojrzeć, że ceny kukurydzy od początku roku wzrosły o 25 proc., pszenicy o 35 proc. Najbardziej dynamiczna zwyżka notowań soi najszybciej uległa też wyczerpaniu. Po 20 proc. skoku w ciągu sześciu tygodni, ustanowiony na początku marca szczyt dziś jest tylko odległym wspomnieniem. Można się spodziewać, że podobny scenariusz zobaczymy w kolejnych miesiącach w przypadku pozostałych głównych surowców rolnych.
Nie można jednak nie dostrzec, że ich miejsce w roli napędzających wzrost indeksu, zajmują powoli surowce przemysłowe i w nieco mniejszym stopniu energetyczne. Od kilku tygodni dynamiki nabiera zwyżka cen palladu i platyny. Choć z pewnością nie czeka ich powtórka hossy na rynku niklu, w wyniku której metal ten podrożał o ponad 50 proc., gdyż to przypadek szczególny. Zwyżka jest wynikiem zakazu importu wprowadzonego przez Indonezję, do którego ostatnio doszły obawy związane z ewentualnymi sankcjami wobec Rosji, która jest znaczącym producentem tego metalu. Przeciwstawnym przykładem są spadające o ponad 20 proc. notowania rudy żelaza, surowca mającego o wiele większe zastosowanie w przemyśle, niż nikiel pallad i platyna. W tym przypadku jednak winna jest nie tylko dekoniunktura w gospodarce, głównie chińskiej, ale też potężne zapasy właśnie w Chinach, także nie mające uzasadnienia fundamentalnego. Importowana ruda żelaza, podobnie jak miedź, stanowiły bowiem swego rodzaju źródło kredytu dla wielu tamtejszych firm.
Niemniej warto zwrócić szczególna uwagę właśnie na rynek czerwonego metalu, ze względu na korelację z bieżącą i prognozowaną sytuacją w gospodarce, uznawanego za najlepszy wskaźnik jej kondycji. Notowania miedzi zniżkują od początku 2011 r. W tym czasie straciły już prawie 38 proc. Od drugiej dekady marca tendencja ta zaczyna się jednak zmieniać. Odmiennie niż kilka poprzednich, ruch ten charakteryzuje się niewielką dynamiką, ale to tylko dobrze mu wróży. Także czas jego trwania każe przypuszczać, że może chodzić o coś więcej niż tylko kolejne odreagowanie wcześniejszych spadków. Być może to właśnie rynek miedzi wskaże początek trwałej, fundamentalnej poprawy na rynku surowców.
Roman Przasnyski
Open Finance