Polityczni kuglarze
Gdy usłyszałem, jak premier proponuje opozycji, dokładniej jednej partii opozycyjnej, cykl debat - omal nie spadłem z krzesła. Bogu dzięki, nic w tym momencie nie jadłem, ani nie piłem, bo - mur-beton - zakrztusiłbym się i nie wiadomo czym by to zachłyśnięcie się skończyło. Nie chodziło przy tym wcale o to, że coś zaproponował. Ani nawet o to, że główna partia opozycyjna i tak tę propozycję odrzuci - a wystarczającym powodem będzie to, że to propozycja premiera. Chodziło o to, co zaproponował - wszak debata, to - według "Wielkiego słownika języka polskiego PWN" - poważna i długa dyskusja na ważny temat. Tego zaś przy takich dyskutantach nie sposób wręcz sobie wyobrazić...
Zgodnie z oczekiwaniami, PiS propozycji (przynajmniej do dziś) nie przyjął. Adam Hofman, rzecznik partii, stwierdził wprost: Debata w parlamencie była wczoraj, Donald Tusk nie skorzystał z szansy, żeby opowiedzieć o gospodarce. Dziwię się trochę, że tak błyskawicznie odmówiono. Wszak premier zaproponował jedynie dyskusję, a nie debatę oksfordzką – czyli taki jej rodzaj, w którym zabronione jest obrażanie czy wyśmiewanie strony przeciwnej. Mogłaby zatem opozycja używać ulubionej swojej broni… Co więcej, ponieważ nie byłoby tak zwanej Rady Mędrców orzekającej, kto zwyciężył, każda ze stron mogłaby twierdzić, że to ona pognębiła przeciwnika.
Bogiem a prawdą, to nie jestem specjalnie przekonany, żeby debatami zainteresowana była większość społeczeństwa. I rządzący, i opozycja zaciekle walczący wyłącznie o swoje, a nie o nasze, skutecznie każdego zniechęcają. Oddam tu głos prof. Janowi Hartmanowi: Gdyby polityczna agora stała się obszarem autentycznie ważnym i wspólnym, w którym z powagą mówi się o rzeczach duchowo najistotniejszych dla wszystkich obywateli razem i dla każdego z osobna, bez uszczerbku dla niczyich praw i swobód, wtedy całe społeczeństwo wzniosłoby się na wyższy etycznie poziom. Stałoby się społeczeństwem substancjalnym, a więc odpowiedzialnym i myślącym – takim, jakiego pragnął Hegel. Jeśli tej substancjalności brakuje, a rząd uchyla się od brzemienia kwestii, jakie na co dzień porusza filozofia i religia, puste miejsce na agorze tym łatwiej zajmują kuglarze odgrywający demagogiczny teatrzyk niby-wartości, żonglując na oczach pogardzanej przez siebie wyborczej gawiedzi patriotycznymi i religijnymi symbolami oraz nacjonalistycznymi i ksenofobicznymi kliszami.
I niewiele wskazuje, że cokolwiek może się zmienić. Niestety…