Polityczne komeraże
Kiedy Trybunał Konstytucyjny usankcjonował pomysł na jednomandatowe okręgi wyborcze do Senatu, zaczęło się gorączkowe poszukiwanie osób rozpoznawalnych i z pewnym kapitałem zaufania społecznego, bądź chociażby sympatii. Takie kryteria spełniają z pewnością i Paweł Nastula, i Władysław Kozakiewicz.
Mimo, że obaj należą do innych epok, w każdym razie w sporcie, obaj są powszechnie rozpoznawalni i – choć z różnych przyczyn – nie tylko za sprawą osiągnięć sportowych. Pytanie – czy to wystarczy? Jednak ryzyko ponoszą głównie sami zainteresowani, zwłaszcza ich publiczny wizerunek. Kiedy jednak PSL wskazał na Annę Kalatę zdziwiłem się po trzykroć. Ta była minister w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza, gdzie reprezentowała Samoobronę, legitymuje się wprawdzie doktoratem w dziedzinie ekonomii, jednak w resorcie, którym kierowała zasłynęła zatrudnieniem wizażystki, luksusowym wyposażeniem gabinetu i licznym dworem.
Wizerunek zażywnej jejmości wkrótce po zakończeniu misji rządowej zastąpiła nowym wcieleniem. Szczupła, odmłodniała o dwadzieścia lat i uśmiechnięta blondynka, realizująca się zawodowo w Polsko-Indyjskiej Izbie Gospodarczej, prywatnie propagująca zdrowy tryb życia i aktywność ruchową wsparte zrównoważoną dietą. Brawo! Wielu paniom w średnim wieku dała nadzieję i dowód, że kiedy się bardzo chce, można. Czy jednak to, co wystarczyło do udziału – bez sukcesu – w Tańcu z Gwiazdami, aby na pewno wystarczy, by ubiegać się o miejsce w Senacie? Mam wątpliwości…