Polacy coraz więcej inwestują w dzieła sztuki
Zacznijmy jednak od początku. Rynek sztuki w Polsce kojarzony jest przede wszystkim z rynkiem aukcyjnym, który w porównaniu z europejskim jest niewielki, ale na pewno rozwijający się. W ostatnich latach wzrasta o kilkanaście procent rocznie.
Sztuka trwa – ludzie odchodzą
W 2019 r. wg portalu Artinfo rynek aukcyjny osiągnął obrót ok. 300 mln zł. To sytuacja z czasów pokoju. A co w czasach zarazy?
Historia uczy, że w dobie kryzysów, niepokojów i rynkowych bess, sztuka ma się dobrze lub bardzo dobrze, a inwestowanie w działa sztuki jest najpewniejszą lokatą kapitału. Skąd się to wzięło i dlaczego wciąż działa? Otóż sztuka zawsze postrzegana była w wymiarze ponadczasowym. Sztuka trwa – ludzie odchodzą.
Ci najbardziej świadomi przemijania traktują sztukę jako symbol nieśmiertelności – jeśli jej nie tworzysz to chociaż ją posiadaj. A przechodząc na język korzyści: przy niezbyt atrakcyjnych innych produktach inwestycyjnych, albo po prostu w sytuacji nasycenia się gotówką, akcjami, nieruchomościami czy metalami szlachetnymi, sztuka ze swoimi widowiskowymi stopami zwrotu, jawi się jako bezpieczny i nad wyraz efektywny produkt.
Wirus pobudził rynek sztuki?
Dodałbym, że równie efektowny produkt. Dzieła sztuki sprawiające frajdę poprzez fakt ich naturalnego piękna, którym można, a nawet wypada się pochwalić przed znajomymi.
Dzieła sztuki są niepowtarzalne, a oparte na walorze indywidualności, dobrze wpływają na ego ich właścicieli. Ileż bowiem można wpatrywać się w sztabki złota czy wysadzanego diamentami Rolexa?
I tak oto w elitach finansowych rodzi się powoli świadomość, że najwyższą nobilitację przynosi sztuka. Dostrzegam nawet fakt, że sam zakup na aukcji traktowany jest jako swoista nobilitacja.
W marcu, gdy zamknięto drzwi galerii i domów aukcyjnych wydawało się, że nadchodzi katastrofa. Aż tu nagle okazało się, że nie zawiódł rynek konsumpcji wewnętrznej – na zakupy masowo ruszyli nie tylko dotychczasowi uczestnicy rynku, za nimi podążyli bowiem nowi nabywcy.
Wszyscy oni skorzystali z nowoczesnych rozwiązań – Internetu i zakupów online. Efekt: rynek w pierwszym kwartale 2020 r. w porównaniu do analogicznego w 2019 r., urósł o prawie 24%.
Rynek sztuki odporny na inflację i deflację
Zaskoczone były i domy aukcyjne – nadal sprzedają wszystko, włącznie z obiektami zalegającymi w magazynach, jak i klienci – zdeterminowani kupują dużo i z rekordami cenowymi. Rynek bez większych kłopotów przerzucił się więc na transakcje online, które wcześniej stanowiły mniejszą część zakupów.
Suma tych zdarzeń spowodowała, że obrót wyniósł 65 mln zł, że odnotowano rekordową ilość transakcji (ok. 3 700), i że ustanawiano kolejne rekordy aukcyjne. Sprzedaż 10 obiektów uczyniła wynik 12 mln zł.
Pozostałe transakcje wygenerowały obrót 52 mln zł, co daje średnio 14 400 zł za obiekt. A parę dni temu padł kolejny rekord. Na aukcji w Polswiss Art sprzedano obraz Jana Matejki „Portret prof. dr. Karola Gilewskiego” (1872) za niespełna 7 mln zł.
Jestem przekonany, że polski rynek sztuki czeka świetlana przyszłość. Atrakcyjne ceny zakupu dzieł sztuki, odporność na inflację i dewaluację oraz niewątpliwe korzyści podatkowe – brak opodatkowania od zysku ze sprzedaży obiektu sztuki, jeśli ta nastąpi po upływie 6 miesięcy od jego zakupu, czynią inwestycje w sztuce szalenie obiecującymi.
O prestiżu i autentycznej nobilitacji już wspomniałem. Nakręcanie cen i atmosfery zakupów trwa, więc domyślam się, że kolejni ciekawscy inwestorzy zajrzą do domów aukcyjnych i galerii sztuki.
Artur Krajewski,
Doradca sztuki.
Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji aleBank.pl