PMI rośnie, ale firmy obawiają się częściowego lockdownu
Październik rozpoczynamy publikacją danych o PMI, wskaźniku opisującym kondycję polskiego przetwórstwa przemysłowego. We wrześniu osiągnął on poziom 50,8 pkt – tylko minimalnie więcej niż w sierpniu (50,6 pkt), a notowaliśmy już wielkości powyżej 52 pkt. Należy ten wynik interpretować w kategoriach nieznacznej miesięcznej poprawy sytuacji sektora.
Oznacza to również, że jeśli trzymać się koncepcji odbicia w kształcie pierwiastka, największy progres jest już za nami, a nisko wiszące owoce zostały już zerwane. Nie można jednak wykluczyć scenariusza ponownego częściowego lockdownu. Sytuacja epidemiczna ponownie się pogarsza i ryzyko ponownego wprowadzania ograniczeń na działalność gospodarczą znów rośnie.
Czytaj także: W przetwórstwie optymizm mimo pandemii koronawirusa >>>
Ten stan rzeczy odzwierciedlają poszczególne wskaźniki składowe polskiego PMI. Odbicie jest nierównomierne. Z jednej strony mamy wyższe wskaźniki nowych zamówień, zakupów i zatrudnienia, z drugiej strony notujemy spowolnienie produkcji i wydłużone czasy dostaw. Są to jednak wzrosty niejako dostrzegalne wyłącznie pod mikroskopem – poprawy krótkotrwałe, ze słabym tempem ekspansji, poprzedzone długim okresem pogorszenia, wynikającego z dekoniunktury wzmocnionej przez pandemię. Dlatego też wzrost popytu krajowego i zagranicznego należy przyjmować ze stoickim spokojem.
Także dokonywane przez firmy zakupy materiałów nie sygnalizują przełomu – ostatnie miesiące przebiegały konsekwentnie pod hasłem wietrzenia magazynów. Ten trend nie ulegnie zmianie przy trwale niskim popycie i utrzymującej się inflacji kosztów. Słaby złoty to miecz obosieczny – pozwala konkurować eksporterom, ale zarazem podnosi koszty importowanych dóbr. Lepszych wieści dostarczają dane o zatrudnieniu, chociaż nawet tutaj należy pamiętać o strukturalnych problemach rynku pracy: pracownicy o odpowiednich kwalifikacjach to niezmiennie towar deficytowy.