Płatności science fiction
W książce fantastyczno-naukowej z 1961 r. "Powrót z gwiazd", Stanisław Lem przewidział istnienie pieniądza elektronicznego, opisał i nazwał go "kalster".
Bohater powieści – astronauta wracający z gwiazd po 100 latach bardzo zdziwiony jest tym, że nie może wykorzystać swojej gotówki, a w banku dostaje elektroniczny gadżet do regulowania należności i rachunków. Działający bezstykowo „kalster” dokładnie odpowiada opisowi współczesnych kart zbliżeniowych opartych na mikroprocesorach. Można więc powiedzieć – puszczając nieco wodze fantazji – że karty te zostały wymyślone w Polsce.
Gadżetem przyszłości staje się teraz smartfon, który stanowi wręcz idealne narzędzie do autoryzacji płatności. Jest mały, lekki i tani (każdy dostanie go za złotówkę), zawsze aktywny i multimedialny. Posiada też kartę SIM – doskonałą kartę mikroprocesorową, zaawansowaną pod względem aplikacji płatniczych bardziej niż… zwykły plastik. Smartfony wchodzą z przytupem również na polski rynek finansowy. Istnieją już co najmniej dwie wersje płatności komórkowych, w jednej z nich telefon służy tylko jako medium transmisyjne, do którego wprowadzamy numer karty kredytowej, w drugiej operator telekomunikacyjny tworzy własny system transakcyjny, co oznacza że jest w stanie generować na rynku pieniądz elektroniczny. Możliwe są jednak rozwiązania wspólne, w których telekomy dostarczają usługi sieciowe, a banki rozliczeniowe i finansowe.
W Europie zaznaczają się na tym polu dwie tendencje: walki i współdziałania. Podejście konfrontacyjne cechuje operatorów telefonii komórkowej, którzy mówią: jesteśmy duzi, mamy własne systemy rozliczeniowe, banki nie są nam do niczego potrzebne, poradzimy sobie sami. Ale też trzeba przyznać, że problem mikropłatności był długo lekceważony w sektorze bankowym. Drobne codzienne rozliczenia za usługi i towary wciąż są najczęściej dokonywane monetami. Systemy kartowe e-pieniądza jeszcze do niedawna w ogóle nie uwzględniały na przykład nowego rodzaju transakcji tzw. P2P, tj. między osobami fizycznymi. Dostawcy usług GSM wyposażyli więc ogromną część świata w… osobiste terminale – telefony komórkowe.
Wydaje się, że czeka nas prawdziwa bitwa o mikropłatności, która rozegra się głównie między bankami a firmami związanymi z telefonią komórkową. Na razie strony udają, że nie widzą tej wojny, albo nie mają świadomości, że przegrywają…
Na kwietniowym Banking Forum eksperci byli zgodni, że przyszłość pieniądza elektronicznego nie należy do jednej technologii. Konserwatyści twierdzili, że w ciągu 3-5 lat przeciętny obywatel będzie nosił przy sobie kartę płatniczą, smartfon, natomiast w domu będzie korzystał z płatności przez internet. Można więc ich zdaniem oczekiwać koegzystencji kart elektronicznych, przelewów internetowych i płatności komórką. E-rewolucjoniści mówili coś więcej: machina ruszyła i nie da się jej zatrzymać, konsument oczekuje usług z domowego fotela, za pośrednictwem smartfonów i tabletów. Bank musi być zintegrowany z serwisem społecznościowym, co umożliwi ich użytkownikom samodzielne dokonywanie przelewów i zarządzanie finansami osobistymi. Nie wolno lekceważyć prognozy, że w 2020 r. do światowej pajęczyny zostanie podłączonych 50 mld urządzeń domowych. Nikt jeszcze nie wie, jak będzie wyglądał wówczas internet, i co to będą za e-urządzenia, ale niewątpliwie wyprodukujemy ich o wiele więcej, niż jest obecnie ludzi na ziemi.