Paweł Borys: uczestnictwo w PPK nie oznacza obniżki wynagrodzenia
W wymiarze ekonomicznym PPK oznaczają de facto podwyżkę wynagrodzeń uczestniczących w programie pracowników, mówił Paweł Borys.
– Od 1,5 proc. do 4 proc. dopłaty pracodawcy de facto jest to quasi-wynagrodzenie, dodatkowy element, który dokłada pracodawca do prywatnych oszczędności pracownika. Do tego dochodzi dopłata z Funduszu Pracy – wyjaśniał prezes PFR.
Paweł Borys odniósł się w ten sposób do informacji „Gazety Wyborczej”, która w poniedziałek napisała, że późniejszy start programu PPK, niż pierwotnie planowano, związany jest z mającymi odbyć się na jesieni wyborami parlamentarnymi. Według doniesień GW chodzi o to, aby przed wyborami uczestnicy programu nie dostali niższych pensji, co mogłoby wpłynąć na popularność partii rządzącej. Prezes PFR już wcześniej zaprzeczał doniesieniom GW.
Środki gromadzone na prywatnych rachunkach uczestników programu
Pozostaje jednak jeszcze kwestia percepcji pracownika, zauważył we wtorek na spotkaniu w siedzibie Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie Paweł Borys.
– Percepcja pracownika jest taka, że mniej wpływa środków z wynagrodzenia na konto. W kampanii informacyjnej musimy powiedzieć, że nie różni się to niczym praktycznie od tego, jakby środki te wpływały na konto w banku. Tylko zamiast konta w banku te środki wpływają na prywatny rachunek w PPK. W każdej chwili można zrezygnować z uczestnictwa w programie i środki te wypłacić – wyjaśniał Paweł Borys. – Nie ma to nic wspólnego z obniżaniem pensji, wręcz odwrotnie – dodał.
Ulga dla najmniej zarabiających
Program PPK został tak skonstruowany, żeby zapewnić jego powszechność i dać możliwość udziału w nim również pracownikom najmniej zarabiającym, przypomniał prezes PFR. Osoby, których wynagrodzenie nie przekracza 120 proc. wynagrodzenie minimalnego, jeśli zdecydują się na przystąpienie do PPK, będą mogły odprowadzać niższą składkę, w wysokości minimum 0,5 proc. wynagrodzenia (a nie 2 proc.).