Pasjonat
Odszedł Bohdan Tomaszewski. Nestor dziennikarstwa sportowego. Utalentowany tenisista -przedwojenny wicemistrz Polski - nie zrealizował się do końca sportowo, gdyż najlepsze lata zabrała Mu wojna. Sport, z ukochanym tenisem, któremu pozostał wierny do końca swoich dni, stanowił Jego pasję.
Jego charakterystyczny głos przez dziesięciolecia towarzyszył naszym olimpijczykom i milionom kibiców w kraju, najpierw na antenie Polskiego Radia, potem w telewizji, gdzie jeszcze w ubiegłym roku przybliżał zmagania na trawniku All England Lawn Tennis and Croquet Club. Każda transmisja z Jego udziałem to był spektakl. Bez względu, czy opiewał spektakularny triumf Wojciecha Fortuny, heroiczne biegi Bronka Malinowskiego, wspaniałe triumfy Ireny Szewińskiej, czy rekordowy skok Władysława Kozakiewicza w Moskwie. Wspierał młodych adeptów ubiegających się na kortach Warszawianki o tenisowe szlify na turnieju imienia fundatora.
Arbiter elegantiarum przybliżał zasady fair play, idei olimpijskiej, a także dawno zapomniane postaci polskiego sportu. Jego wielostronne talenty znajdowały ujście w scenariuszach filmowych oraz niezrównanych felietonach edytowanych w cyklu Laury i kolce
Nie epatował, nie szukał rozgłosu, z uśmiechem pobłażania reagował na rozmaite wyskoki kolegów z branży, w której wyznaczał standardy. Od pewnego czasu ich kontynuatorem jest jeden z Jego synów.
Na temat pięknej powstańczej karty zachowywał dyskretne milczenie, podobnie jak na temat licznych niewieścich serc, które zdobył. Bez wątpienia wzniósł dziennikarskie rzemiosło do wyżyn sztuki. W szarym i zgrzebnym świecie PRL-u dostarczał wzruszeń, ale jednocześnie uczył szacunku dla przeciwnika, któremu, nawet gdy przegramy, należy z uśmiechem podać rękę w podzięce za wspólne zmagania, nawet gdy na koniec nie zawsze nasi są lepsi. Elegancki, w pewien niewymuszony, naturalny sposób wnosił w naszą rzeczywistość klimat znany z przedwojennej Warszawy. Wielu miało mu za złe rodzaj zachodniego sznytu, który jakby mimowolnie roztaczał wokół siebie. Spotykały Go za to szykany, które znosił z cierpliwością i klasą właściwą gentlemanom. Teraz pewnie biega gdzieś po niebiańskich kortach, gdzie nie ma miejsca na głośne okrzyki, rzucanie rakietą czy kłótnie z sędziami Pozostaje żywić nadzieję, że wraz z pamięcią o Nim przetrwają wzorce, którym do końca pozostawał wierny.