Obligacje skarbowe: popyt znowu rekordowy
Skala sprzedaży detalicznych obligacji skarbowych jest co najmniej imponująca. Pomimo wakacji – z reguły nie sprzyjających oszczędzaniu – w samym tylko lipcu br. Polacy kupili aż 15 milionów 712 tysięcy 311 detalicznych obligacji skarbowych o łącznej wartości ponad 1,57 mld złotych.
Popyt na rządowe papiery nie słabnie
To bez mała tyle co w rekordowym dotychczas czerwcu br. Wynik jest tym bardziej zaskakujący, że w szóstym miesiącu można było kupić bardzo popularne papiery premiowe, które oprócz przyzwoitego oprocentowania pozwalały wygrać dodatkową nagrodę pieniężną w kwocie od 10 złotych do 10 tysięcy złotych. W lipcu takich okazji nie było, a mimo to sprzedaż utrzymała się na rekordowym poziomie. Tym samym w porównaniu z lipcem 2018 roku, czyli w ujęciu rok do roku, sprzedaż obligacji detalicznych wzrosła o 44%.
Czytaj także: Największa sprzedaż obligacji w historii. Zainwestowaliśmy ok. 1,6 mld zł w ciągu zaledwie miesiąca >>>
Gdyby tego było mało, to przez 7 miesięcy br. Ministerstwu udało się sprzedać detaliczne papiery za kwotę prawie 8,7 mld złotych. To o 26% więcej niż w analogicznym okresie przed rokiem. Warto przy tym przypomnieć, że rok 2018 był rekordowy pod względem sprzedaży obligacji detalicznych. Wszystko wskazuje na to, że zeszłoroczny wynik zostanie pobity.
Jest to przede wszystkim efekt niskiego, a nawet spadającego w ostatnich miesiącach oprocentowania lokat bankowych. Temu wszystkiemu towarzyszy rosnąca inflacja coraz śmielej pochłaniająca wartość nabywczą oszczędności.
Połowa inwestorów skazana na straty
Co jest rzeczą tym bardziej niepokojącą, to wciąż bardzo duża popularność papierów trzymiesięcznych (31% sprzedaży) i dwuletnich (21,4% sprzedaży). Ich dość niskie oprocentowanie (odpowiednio 1,5% i 2,1% w skali roku) powoduje, że większość inwestorów po zapłaceniu podatku (19%) może na tych papierach realnie stracić.
Chodzi o to, że w wyniku działania inflacji siła nabywcza pieniędzy zainwestowanych w te papiery najprawdopodobniej stopnieje, a więc po zakończeniu inwestycji za kapitał wraz z odsetkami będzie można kupić mniej niż dziś. Czemu więc te papiery cieszą się aż tak dużą popularnością? Ich przewagą jest przede wszystkim krótki horyzont inwestycyjny, stałe oprocentowanie i brak konieczności czasochłonnego polowania na promocyjne oferty bankowych depozytów. Obligacje detaliczne można bowiem kupić przez internet poświęcając na cały proces zaledwie kilka minut.
Czytaj także: Jak oszczędzać, gdy lokaty przegrywają z inflacją >>>
Z drugiej strony cieszyć powinien rosnący popyt na obligacje o dłuższej zapadalności. W tym przypadku oprocentowanie znane jest tylko dla pierwszego roku, a w kolejnych wyznaczane jest poprzez dodanie marży do wskaźnika inflacji raportowanego przez GUS. W efekcie papiery te są dobrą tarczą przed utratą wartości przez oszczędności. I tak w lipcu obligacje czteroletnie odpowiadały za ponad 1/3 całej sprzedaży papierów detalicznych (36,2%). Ich zaletą jest to, że po pierwszym roku oszczędzania z oprocentowaniem na poziomie 2,4% można dzięki nim zarobić 1,25 pkt. proc. ponad inflację. Realnie papiery te chronią więc wartość nabywczą oszczędności, póki inflacja nie przekroczy poziomu 6,6% – wynika z szacunków HRE Investments.
Jeszcze lepiej sprawdzają się w tej roli papiery dziesięcioletnie. Te są w pierwszym roku oprocentowanie na 2,7%, ale potem ich oprocentowanie wynosi 1,5 pkt. proc. ponad inflację. Dzięki temu ich posiadacz po uwzględnieniu tzw. podatku Belki realnie zarabia, póki inflacja nie przekroczy poziomu 7,9%.
Wciąż niewielką popularnością cieszą się za to obligacje rodzinne – sześcioletnie i dwunastoletnie. Na nie w lipcu Polacy wydali niecałe 6 mln złotych. Choć są to papiery o najwyższym oprocentowaniu, to niestety skorzystać z nich mogą tylko beneficjenci programu 500+, a do tego kupić je można tylko za kwotę otrzymaną w ramach tego świadczenia.