O pieniądzach rozmawiajmy z dziećmi jak najwcześniej
Pieniądze odgrywają dużą rolę w życiu osób dorosłych. A jak to wygląda w dzieciństwie? Co dzieci wiedzą i myślą o pieniądzach?
– Na wstępie powiem, że trzeba tu rozdzielić dwa aspekty podejścia do pieniędzy. Pierwsza kwestia to podejście instrumentalne, czyli wiedza o tym, jak się pieniędzmi posługiwać i do czego one służą, a druga wiąże się ze sferą symboliczną, czyli z tym z jakimi emocjami wiążą się pieniądze.
W podejściu instrumentalnym do pieniędzy, mamy do czynienia ze stadialnym przyrostem pewnej wiedzy wraz z rozwojem poznawczym dziecka. Najmłodsze dzieci w wieku ok. trzech–czterech lat często jeszcze nie wiedzą do czego pieniądze służą. Później pojawia się skojarzenie, że pieniądze potrzebne są do kupowania rzeczy, ale nie wiedzą dokładnie jak z nich prawidłowo korzystać. Zdają sobie sprawę, że są ważne, ale nie rozumieją dokładnie całego procesu, np. nie rozpoznają różnych nominałów. Często kilkulatkom wydaje się, że za jeden banknot kupuje się jeden przedmiot. Kiedy dzieci zdobywają kompetencje matematyczne, wiedza o pieniądzach również rośnie. Wiele zależy też od tego, jak rodzice rozmawiają z dziećmi i jak wiedzę im przekazują.
A jeśli chodzi o emocje?
– Obszar symboliczny, czyli emocje, które przypisujemy pieniądzom pojawia się raczej niezależnie od wiedzy i kompetencji finansowych, czasem nawet wcześniej. Przesłanki z wyników badań wskazują, że ten proces zaczyna się już ok. trzeciego–czwartego roku życia dziecka. To wtedy dzieci zaczynają symbolicznie reagować na pieniądze. Dzieci czują, że to jest ważny temat, słyszą kłótnie rodziców i np. nabierają przekonania, że pieniądze to jest coś, co staje się czasem ważniejsze od relacji z drugim człowiekiem. Mogą też pojawić się silne emocje: np. niepokój związany z pieniędzmi.
Skąd się biorą te emocje?
– Przede wszystkim od rodziców. To oni mają największy wpływ na wszystkie sfery edukacji ekonomicznej, a zwłaszcza na jej początkowe etapy. Emocje towarzyszące pieniądzom wynosimy z rodziny, z tego jak rodzice podchodzą do pieniędzy i jak o nich rozmawiają.
Jak rodzice mogą pracować na emocjach z dziećmi w sferze dotyczącej pieniędzy?
– Przede wszystkim warto unikać pokazywania dzieciom, że pieniądze mogą rodzić silne emocje. To oczywiście jest bardzo trudne, bo my sami, dorośli, często mamy różne emocje i przekonania związane z pieniędzmi. Pamiętajmy jednak, że dzieciństwo to czas, kiedy oprócz przyswajania wiedzy o świecie kształtuje się również system wartości. Wystrzegajmy się okazywania przy dziecku niepokoju związanego z brakiem pieniędzy czy przekonania, że pieniądze dają prestiż i pozycję. Zamiast tego uczmy, jak korzystać z pieniędzy jako narzędzia, bo taka wiedza jest potrzebna w codziennym życiu. Jest to też temat, który po prostu jest dla dzieci ciekawy. Dlatego dobrze jest rozmawiać z dziećmi o pieniądzach jak najwcześniej. Właściwie, już gdy dziecko zaczyna mówić, można zacząć takie rozmowy prowadzić.
W jaki sposób prowadzić takie rozmowy z kilkulatkiem?
– Dzieci w tym wieku zadają dużo pytań. Trzeba dostosować język do poziomu poznawczego dziecka, ale nie unikać odpowiedzi. I pamiętać o tym, żeby powstrzymać swoje emocje – nie przekazywać dziecku swoich lęków i niepokojów, ale rozmawiać rzeczowo. O tym jak korzystać z pieniędzy w sklepie, skąd się biorą pieniądze w domu – to są tematy, o których można rozmawiać z czterolatkiem. Ważne by te rozmowy były szczere, otwarte i wykorzystywały codzienne sytuacje. Gdy idziemy do sklepu, banku, wypłacamy pieniądze z bankomatu, właśnie wtedy warto poopowiadać dziecku o pieniądzach. Trzy–czterolatki myślą często, że bankomat to jest urządzenie, które drukuje pieniądze, że one biorą się z bankomatu. Tu istotna rola rodziców, by wytłumaczyć, że to tak nie działa i skąd się biorą pieniądze w bankomacie.
Jakie błędy najczęściej popełniają rodzice?
– Podstawowym błędem jest brak rozmów lub ich unikanie. Niektórzy traktują pieniądze jako temat tabu, który nie jest przeznaczony dla dzieci. Niektórzy nie podejmują tematu, bo wydaje im się, że nie będą wiedzieli jak rozmawiać. Innym częstym błędem jest chodzenie na skróty, czyli np. klasyczna sytuacja, gdy dziecko domagające się w sklepie kupna zabawki, słyszy od rodzica „nie mam pieniędzy”. To po prostu nie jest szczera odpowiedź, bo zwykle jako dorośli jednak mamy jakieś pieniądze. A dziecko rozumie to bardzo dosłownie. Jeżeli potem idziemy do sklepu spożywczego i płacimy za zakupy, to dziecku coś się zaczyna nie zgadzać, czuje że rodzic je oszukał. Dziecko może też odpowiedzieć „idź wypłać pieniądze z bankomatu”. I znów – to nie jest przejaw złośliwości dziecka, tylko bardzo szczera rada płynąca bo – jeśli dziecko nie ma odpowiedniej wiedzy – to wydaje mu się, że z bankomatu każdy dorosły może wziąć dowolną ilość pieniędzy. Dziecku trzeba wytłumaczyć czemu nie chcemy, czy nie możemy, kupić tej zabawki. No i wreszcie kolejnym częstym błędem jest rozmawianie z dziećmi tylko i wyłącznie o oszczędzaniu. Potwierdzają to badania, że rodzice skupiają się głównie na tym aspekcie.
Ważne jest to, by pozwalać popełniać dzieciom błędy, czyli czasem wydać pieniądze na głupoty. Chodzi o to, żeby doświadczyły sytuacji, że one się kończą. Nie wolno wtedy dopłacać, dawać coś przed terminem. To ważna lekcja życiowa, że jak pieniądze się skończą, to ich nie ma i trzeba poczekać do kolejnej wypłaty. Lepiej przeżyć tę naukę w dzieciństwie, a nie w dorosłości po pierwszej wypłacie pensji.
To źle?
– Wykształcenie nawyku oszczędzania w jak najmłodszym wieku jest oczywiście bardzo potrzebne i może potem procentować przez całe życie. Jednak często przez to pomijane są inne tematy, np. jak mądrze pieniądze wydawać. Ze starszymi dziećmi warto też poruszyć trudniejsze tematy, jak kredyty, ubezpieczenia czy podatki. Niestety rodzice bardzo niechętnie wchodzą w dyskusje na te tematy. Efekt jest taki, że badania przeprowadzone wśród nastolatków pokazują, iż większość z nich uważa, że podatki są czymś bezsensownym i nie warto ich płacić. Niestety rodzice nie przekazują takiej najbardziej podstawowej wiedzy. A codzienne rozmowy z nastolatkami sprowadzają się najczęściej do wykłócania się o pieniądze na rosnące potrzeby dorastającego dziecka.
No właśnie, w jakim wieku należy przejść od teorii do praktyki i zacząć dawać dzieciom pieniądze?
– Kieszonkowe trzeba zacząć dawać wtedy, kiedy dziecko ma realną możliwość ich wydawania. Ono ma spełniać konkretną rolę edukacyjną. Ma pokazywać, że pieniądze się czasem kończą, ma kształtować nawyk oszczędzania i nawyk mądrego korzystania z pieniędzy. Gdy dziecko będzie dostawać pieniądze, ale nie będzie mieć możliwości ich wydawania to trochę mija się to z celem. Najczęściej koło szóstego–siódmego roku życia dzieci zaczynają mieć możliwość wydawania pieniędzy samodzielnie. Kwoty kieszonkowego nie powinny być zbyt wysokie i powinny być wypłacane – zwłaszcza tym najmłodszym – stosunkowo często, np. co tydzień.
Dajemy dziecku kieszonkowe i co dalej?
– Ważne jest to, by pozwalać popełniać dzieciom błędy, czyli czasem wydać pieniądze na głupoty. Chodzi o to, żeby dziecko doświadczyło sytuacji, że pieniądze się kończą. Nie wolno wtedy dopłacać, dawać dodatkowych pieniędzy przed terminem. To ważna lekcja życiowa, że jak pieniądze się skończą, to ich nie ma i trzeba poczekać do kolejnej wypłaty. Lepiej przeżyć tę naukę w dzieciństwie, a nie w dorosłości po pierwszej wypłacie pensji. Dziecko oczywiście może to bardzo przeżywać i płakać, ale musi po prostu tego doświadczyć. W tej sytuacji rodzice nie powinni też przesadnie ganić czy moralizować. Nie powinni też przesadnie kontrolować wszystkich wydatków. Dziecko powinno mieć swobodę dysponowania swoimi środkami (oczywiście w ramach ustalonych wcześniej z dzieckiem zasad) i doświadczania wielu różnych sytuacji związanych z korzystaniem z pieniędzy.
Mamy zostawić dziecko sam na sam z pieniędzmi?
– W żadnym wypadku. Tylko nie chodzi tu o kontrolę a o obecność rodzica, szczere zainteresowanie i dzielenie się swoimi doświadczeniami. Warto pytać, czy jest zadowolone ze swoich decyzji zakupowych. Bo dzieci mają swoje przemyślenia. Niech dziecko samo dojdzie do wniosku czy wydanie całych oszczędności na jakąś mało jakościową zabawkę, która się za chwilę znudzi, to były dobrze wydane pieniądze. Dla przykładu – mój syn w pewnym momencie przeznaczył całe kieszonkowe na herbatę reklamowaną przez jednego youtubera. To było bardzo ciekawe doświadczenie, bo po pierwsze pieniądze się skończyły, a po drugie herbata nie była nadzwyczajna. Pojawiła się świetna okazja, by porozmawiać o tym, jak działają reklamy czy płatne promocje ukryte w filmach przez influencerów.
Wykształcenie nawyku oszczędzania w jak najmłodszym wieku jest bardzo potrzebne i może potem procentować przez całe życie. Jednak często przez to pomijane są inne tematy, np. jak mądrze pieniądze wydawać. Ze starszymi dziećmi warto też poruszyć trudniejsze tematy, jak kredyty, ubezpieczenia czy podatki. Niestety rodzice bardzo niechętnie o tym mówią, nie przekazują tej najbardziej podstawowej wiedzy.
Czy kieszonkowe powinno być powiązane np. z pracami domowymi, wynikami w szkole czy zachowaniem? Czy można je obcinać w ramach kary?
– Nigdy w życiu. Kieszonkowe powinniśmy traktować jak podręcznik do języka polskiego czy matematyki. To jest narzędzie wychowawcze. Jak dziecko dostanie jedynkę z matematyki czy polskiego, to nie zabieramy mu podręcznika do innego przedmiotu. To jest narzędzie, które ma uczyć oszczędzania i mądrego wydawania. Z drugiej strony nie znaczy to, że dzieci nie mogą podejmować prac zarobkowych. Zwłaszcza starsze dzieci, nastolatki należy do tego zachęcać. Ale to powinno dziać się obok kieszonkowego. Jak wspominałam, kieszonkowe nie powinno być zbyt wysokie, bo wtedy dziecko nie będzie miało motywacji do oszczędzania na wymarzone cele. Odpowiednio dobrana kwota kieszonkowego powinna zachęcać nie tylko do oszczędzania, ale i do szukania dodatkowego zarobku. Nie należy jednak płacić dzieciom za wykonywanie obowiązków domowych. To powinny być rzeczy dodatkowe: albo poza domem, albo takie, za które normalnie zapłacilibyśmy komuś innemu. Można np. zamiast jechać na myjnię, pozwolić dziecku umyć samochód za pieniądze.
Widziałem badania, z których wynika, że polskie nastolatki wiedzę finansową czerpią głównie z TikToka i YouTube’a. Czy to znaczy, że rodzice sobie nie radzą z tym tematem, czy też dzieci po prostu ich nie słuchają?
– To element szerszego zjawiska. Dzisiejszy świat tak wygląda, że influencerzy, tiktokerzy i youtuberzy mają ogromne znaczenie dla wielu nastolatków. Osobiście nie widzę w tym nic złego, że dzieci szukają wiedzy w różnych miejscach. Ważne jednak, żeby rodzice rozmawiali z nimi o tym, co zobaczyły, żeby nauczyli, jak weryfikować informacje, i że nie wszystko w internecie to prawda. Mimo rosnącego znaczenia świata wirtualnego, to wciąż dom rodzinny ma decydujący wpływ na to, jak na całe życie ukształtuje się podejście dziecka do pieniędzy.