Nord Stream 2, nowe sankcje USA i reakcja Niemców

Nord Stream 2, nowe sankcje USA i reakcja Niemców
Fot. stock.adobe.com/AndriiKoval
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Nałożone przez USA 19 stycznia nowe sankcje na podmioty, budujące gazociąg Nord Stream 2, potwierdziły i umocniły podziały w tej sprawie w niemieckiej klasie politycznej, pisze z Berlina Włodzimierz Korzycki.

Podziały przebiegają i między partiami, i wewnątrz nich. O ile jednolicie krytyczni wobec „rury”, też ze względów ekologicznych, są opozycyjni Zieloni, o tyle „za” jest koalicyjna SPD. Natomiast rządzący chrześcijańscy demokraci z CDU są i za, i przeciw.

Za, a nawet przeciw

Kanclerz Angela Merkel zawsze opowiadała się za dokończeniem budowy, choć nie kryła sceptycyzmu wobec Kremla.

Nowy, od 17 stycznia, szef CDU Armin Laschet, premier Nadrenii Północnej-Westfalii, w przeszłości popierał projekt i generalnie uchodzi za zwolennika możliwie poprawnych stosunków z Rosją.

Przeciwni gazociągowi są zaś byli konkurenci Lascheta do przywództwa w CDU, Friedrich Merz i przewodniczacy Komisji Spraw Zagranicznych Bundestagu, Norbert Röttgen

Gazociąg i interesy narodowe USA

Röttgen w październiku ub. roku publicznie oznajmił w Düsseldorfie: „Nord Stream 2 nigdy nie był w interesie Niemiec” (Nord Stream 2 war nie im deutschen Interesse). Za kontynuowaniem budowy opowiadał się zaś jego partyjny kolega, minister gospodarki, Peter Altmaier.

Dylematy – może dylematy wydumane – chadeków obrazuje postawa wpływowego polityka z parlamentarnej komisji spraw zagranicznych, Rodericha Kiesewettera.

Zapewnia on, że był sceptyczny wobec rurociągu, ale nie podoba mu się, co robi Waszyngton, nakładając sankcje: „Nigdy nie zaliczałem się do politycznych zwolenników gazociągu, ale nie mogę pojąć, jak dalece Nord Stream 2 ma zagrażać interesom narodowym USA.”

Zdecydowane stanowisko zajęła liberalna FDP. Jej parlamentarny rzecznik ds. polityki zagranicznej 44-letni Bijan Djir-Sarai (pochodzący z Iranu) stanowczo zażądał natychmiastowego moratorium na budowę gazociągu, a także w związku z atakiem na Nawalnego wręcz sankcji wobec rosyjskiego rządu.

Poseł i wiceprzewodniczący klubu FDP w Bundestagu i były eurodeputowany Alexander Lambsdorff zauważył, że Gazprom nie jest zwykłym aktorem rynkowym, lecz „instrumentem rosyjskiej polityki zagranicznej”.

Dwoistość niemieckiego spojrzenia na gazociąg ukazują dwa komentarze w reakcji na decyzję o nałożeniu sankcji przez ustępującego prezydenta Donalda Trumpa.

Silke Hasselmann określiła to 20 stycznia w rozgłośni „Deutschlandfunk” jako „niepożądaną ingerencję przyjaciół”. Jej zdaniem, rząd w Berlinie zareagował za słabo, wyrażając jedynie „ubolewanie” z powodu sankcji. A należało już bić na alarm w 2019 roku, gdy Kongres USA przyjął „ustawę o ochronie bezpieczeństwa energetycznego Europy”.

Do ukończenia gazociągu zostało 6 proc., około 150 km

Inaczej całą rzecz widzi Kai Küstner z drugiej publicznej stacji, ARD. Uważa on, że Niemcy za słabo reagowały na zamach i zatrzymanie Aleksieja Nawalnego, dając w ten sposób Kremlowi do zrozumienia, że rurociągowi ze strony Berlina nic nie grozi. Tymczasem prezydent Joe Biden i jego Demokraci nie bez powodu widzą ryzyko w tym, że Władimir Putin mając rurociąg może zarządzać „niemieckim kurkiem od gazu”.

Nie jest też prawdą – ciągnie komentator ARD – co mówi kanclerz Merkel, że Nord Stream 2 to przedsięwzięcie czysto „gospodarcze”. Jest ono „wysoce polityczne” i to w geostrategicznej grze, w której Niemcy z własnej winy prezentują się nader żałośnie.

Dziennikarz z ARD konkluduje: „Smutny efekt jest taki, że rząd federalny obraził wschodnich Europejczyków, pogłębił podziały transatlantyckie i wykluczając wstrzymanie budowy rurociągu, sam siebie pozbawił rozstrzygającego środka nacisku na Moskwę.”

Do ukończenia gazociągu zostało 6 proc., około 150 km, z 1230 km po dwa ciągi rur do wynurzenia z Bałtyku w miejscowości Lubmin w Meklemburgii-Pomorzu Przednim. Ma nim płynąć z Rosji 55 mld metrów sześciennych gazu rocznie.

Prace przerwano pod koniec 2019 roku, gdy pod groźbą amerykańskich sankcji wycofała się szwajcarska firma Allseas, której statek układał rury na dnie Bałtyku.

Jeśli Unia Europejska będzie egzekwować transparentność na rynku energetycznym, Nord Stream 2 może okazać się mniej ryzykowny, niż dzisiaj wielu się obawia

Obecnie decyzja o sankcjach zapadła konkretnie przeciwko rosyjskiemu statkowi „Fortuna” (miał układać rury po odejściu Szwajcarów) i jego właścicielowi firmie KVT-RUS.

Po tej decyzji wycofali się kolejni uczestnicy. Są to niemiecka firma Bilfinger, odpowiedzialna za systemy kierowania i bezpieczeństwa rurociągu oraz za budowę centrali ocieplającej gaz w Lubminie oraz norweska firma certyfikacyjna DNV GL.

Wierni „rurze” są zaś dalej oprócz Gazpromu inwestorzy: Uniper i Wintershall z Niemiec, koncern Engie z Francji, brytyjsko-holenderski Shell oraz OMV z Austrii.

Przypuszczalnie gazociąg mimo sankcji, protestów i niesmaku zostanie ukończony. Niemcy objawili się jako pragmatycy, dla których liczy się gospodarczy pożytek, a mniej bieżąca polityka, ideologia, teoretyczne ryzyko.

Jeśli Unia Europejska będzie egzekwować transparentność na rynku energetycznym, Nord Stream 2 może okazać się mniej ryzykowny, niż dzisiaj wielu się obawia. Trzeba tylko Niemcom patrzeć na ręce. Najlepsza w tym jest zjednoczona Europa.

Źródło: aleBank.pl