Niepewny wynik budżetowych rachunków
Podstawowe założenia przyszłorocznego budżetu nie budzą większych kontrowersji. Głównym przedmiotem krytyki stała się wielkość deficytu, jednak największe ryzyko dotyczy możliwości osiągnięcia planowanych dochodów. Sytuację dodatkowo utrudnia wysoka niepewność związana z warunkami, w jakich przyjdzie budżet realizować.
Prezentacji projektu budżetu zawsze towarzyszą mniejsze lub większe emocje. Podobnie jest i tym razem. Jego autorzy prezentują niezachwianą wiarę w możliwość realizacji, recenzenci zaś szukają słabych punktów. Argumenty tych pierwszych opierają się na kontynuacji pozytywnych tendencji w gospodarce oraz zwiększeniu dochodów podatkowych. Założenie dynamiki PKB na poziomie 3,6 proc., nie wydaje się posunięciem przesadnie optymistycznym, choć jego osiągnięcie wymagać będzie sporo wysiłku oraz korzystnych warunków panujących w naszym otoczeniu. Zastrzeżenia może budzić nadmierne poleganie na konsumpcji, jako na głównym czynniku stymulującym wzrost gospodarczy, podczas gdy kluczowe znaczenie dla jego osiągnięcia w dłuższej perspektywie mają inwestycje. Jeśli nie uda się w najbliższym czasie stworzyć warunków sprzyjających ich wzrostowi, osiągnięcie założonej dynamiki PKB może okazać się trudne. Spore zagrożenia związane są także z sytuacją w światowej gospodarce. Prognozy nie pozwalają na optymizm i każą liczyć się z możliwością wystąpienia kłopotów, niekorzystnie wpływających na wyniki handlu zagranicznego. Do tej pory nadwyżka eksportu nad importem była istotnym czynnikiem wspierającym dynamikę PKB. W przyszłości efekt ten może być znacznie trudniej osiągnąć, tym bardziej, że przyspieszenie inwestycji będzie wiązało się ze wzrostem importu.
Fala krytyki założeń budżetowych koncentruje się na sięgającym 59,3 mld zł deficycie budżetowym. Choć kwota ta robi wrażenie, to jednak należy patrzeć na nią w odpowiednim kontekście. Przede wszystkim jej wielkość stanowić ma 2,9 proc. PKB, a więc pozwala na spełnienie unijnych wymogów. Problemem jest możliwość utrzymania tej proporcji poniżej 3 proc., co wymaga zapewnienia odpowiedniego poziomu dochodów i trzymania w ryzach zaplanowanych wydatków. Każdy budżet opiera się na dochodach podatkowych, a przyszłoroczny zakłada istotne ich zwiększenie, nie tyle w konsekwencji poprawy sytuacji w gospodarce, czy wzrostu stawek podatkowych, a głównie w wyniku poprawy skuteczności ich poboru. Efekt tego typu działań jest trudny do przewidzenia, więc założenie sięgającego 8,9 proc. wzrostu dochodów podatkowych jest obarczone sporą dozą niepewności. Choć już w 2016 r. osiągnięto sporą poprawę ściągalności podatków, to wzrost dochodów z VAT ma wynieść w przyszłym roku aż 10,9 proc., a wpływy z płaconego przez firmy podatku CIT mają się zwiększyć o 9,6 proc. Do tego trzeba się też liczyć z ryzykiem niedoszacowania w projekcie budżetu wielkości wydatków.
Warto też jednak zwrócić uwagę na pewien margines bezpieczeństwa, jakim rząd może dysponować, bilansując dochody i wydatki w taki sposób, by utrzymać się w ramach zaplanowanego deficytu. Kryją się one między innymi w kategorii dochodów niepodatkowych, które mają być w 2017 r. znacznie niższe niż w tym roku. Rząd zaplanował, że wpłata z zysku wypracowanego przez NBP sięgnie jedynie 627 mln zł, podczas gdy w 2016 r. wyniosła 7,9 mld zł. Choć trudno tę wielkość oszacować, można liczyć na kilkumiliardową pozytywną „niespodziankę”. Rząd ograniczył też z 4,4 do 2,4 mld zł planowane dochody z dywidend do spółek, których akcje posiada Skarb Państwa. Gdyby okazało się, że realizacja budżetu napotka na kłopoty, kwotę z tego tytułu można także zwiększyć.
Roman Przasnyski
Główny Analityk GERDA BROKER