Nieoczekiwane skutki dla rynku sztuki po odrzuceniu veta Donalda Trumpa do ustawy dotyczącej wydatków wojskowych
Wprawdzie przepisy są amerykańskie, a rynek jest światowy, to rej na nim wodzą Amerykanie. Konsekwencje będą miały zatem wymiar globalny, jednak tylko wtedy, gdy litera prawa zamieniana będzie w czyn.
Zbyt duży cień w handlu sztuką?
Handel sztuką to w dużej mierze strefa cienia. Dzieła mistrzów kosztować mogą krocie, a to sygnał dla wszystkich tych, którzy sięgają nie po swoje. Jednak domy aukcyjne odmawiają postronnym ujawniania stron transakcji.
Nie należą też do wyjątków sytuacje, że nabywca nie wie od kogo kupił i odwrotnie. Tworzy to pole do nadużyć finansowo-podatkowych. Ustawodawcy twierdzą, że rzeczywistych i dużych. Potentaci rynku sztuki, że głównie domniemanych.
Nowych paragrafów w tej sprawie szukać trzeba tam, gdzie chlebak służy – jak sama nazwa wskazuje – do noszenia granatów, a więc w ustawie o pieniądzach na wydatki wojskowe pn. National Defense Authorization Act (NDAA).
Czołgi i obrazy
Zgodnie z 59-letnią rutyną legislacyjną (pierwsza taka ustawa została uchwalona w 1961 r.), każdoroczna NDAA upoważnia (stąd authorization) do wydatkowania pieniędzy na utrzymanie potencjału militarnego USA w kolejnym roku.
Natomiast zgodnie z inną, niedobrą praktyką, która zaczyna się plenić także w Polsce, rzecznicy najróżniejszych nowych praw wciskają swoje propozycje do projektów ustaw z zupełnie innych bajek.
Tak też stało się tym razem. Nie udało się znowelizować ustawy o tajemnicy bankowej (U.S. Bank Secrecy Act – BSA), to przepisy, których celem jest lepsza transparentność w handlu sztuką dosztukowano do zestawień z rakietami, czołgami, karabinkami, wiktem i opierunkiem oraz wypłatami dla każdego jednego G.I.
Jeszcze ciekawsze jest to, że Donald Trump oznajmił, choć nie wiadomo, czy mu wierzyć, że zawetował NDAA na 2021 r. nie z powodu nie takiej specyfikacji kosztów wojska, czy obostrzeń dla domów aukcyjnych, ale ponieważ ustawa zezwala na usunięcie konfederackich patronów z nazw baz wojskowych oraz ponieważ nie uwzględniała prezydenckiego postulatu, aby zawrzeć w niej sekcję, która usunęłaby z obrotu prawnego ochronę dla spółek internetowych nieodpowiadających obecnie za treści publikowane przez strony trzecie na ich platformach.
Rynek sztuki i pranie pieniędzy
W szczególności nowe przepisy włączają osoby parające się obrotem dziełami sztuki, w tym doradców konsultantów i wszelkie inne zaangażowane osoby do grupy zobowiązanej przez BSA do przechowywania danych, raportowania i przestrzegania wszelkich reguł zawartych w ustawie o tajemnicy bankowej.
Jeśli nie podołają tym wymaganiom, będą ścigane na mocy prawa cywilnego i karnego, tak jak banki, inne instytucje finansowe, kasyna, podmioty handlujące złotem itp.
Istotny może się okazać „zakaz” chowania się kupców lub sprzedawców za fasadowymi spółkami-wydmuszkami, które mają numer faksu i nic poza tym. Zakaz jest w cudzysłowie, bo kto zabroni gry w chowanego, ale lepiej nie dać się złapać władzom.
W ustawie nakazano resortom skarbu i sprawiedliwości dokonywanie ocen sposobów wykorzystywania handlu sztuką w procederze „prania pieniędzy” i finansowania szeroko rozumianej działalności terrorystycznej
Krytykowane jest utrzymanie bardzo ograniczonego dostępu do poufnej bazy o stronach podejrzanych transakcji finansowych prowadzonej przez wyspecjalizowaną komórkę Departamentu Skarbu znaną jako FinCEN (Financial Crimes Enforcement Network).
Zgodnie z niezmienionym stanem prawnym, instytucje finansowe otrzymają dostęp do tego rejestru tylko wtedy, gdy otrzymają na to zgodę sprawdzanej osoby, czy firmy.
Tess Davis – szefowa organizacji non-profit pn. Antiquities Coalition z jednej strony chwali nową legislację, ale ocenia, że wielki biznes będzie nadal na bardzo długiej smyczy. W rozmowie z The New York Times powiedziała, że „Model biznesowy lombardów nie różni się tak bardzo od modelu Sotheby’s i Christie’s, a tymczasem te pierwsze podpadają pod Bank Secrecy Act, a domy aukcyjne handlujące sztuką – nie”.
W ustawie nakazano resortom skarbu i sprawiedliwości dokonywanie ocen sposobów wykorzystywania handlu sztuką w procederze „prania pieniędzy” i finansowania szeroko rozumianej działalności terrorystycznej.
Szczegółowe przepisy w tej m.in. sprawie muszą wejść w życie do końca 2021 r., bo inaczej delegacja ustawowa straci moc. Stąd zastrzeżenie z drugiego akapitu dotyczące mocy nowego prawa.
Wg w miarę wiarygodnych szacunków, w 2019 r. nowi właścicieli pozyskali dzieła sztuki wycenione na ogółem ponad 64 mld dolarów. Transakcji miały być ok. 40 mln. Rynek jest nieprzejrzysty, więc do wyboru jest jedynie najprymitywniejsza miara statystyczna, wg której przeciętna wartość jednego obrazu, rzeźby, instalacji, czy innej pracy wyniosła mniej więcej 1600 dolarów.
Nie wiadomo kto i od kogo kupuje
W 2018 r. najwyższe łączne przychody ze sprzedaży aukcyjnej prac jednego autora przyniosły dzieła Pabla Picassa za które zapłacono łącznie 744 mln dolarów. Jeśli więc wziąć pod uwagę, że transakcji wielomilionowych jest dość sporo, to większość prac musi iść pod młotek za sporo poniżej 1000 dolarów.
Rynek napędza pasja kolekcjonerska i ego rosnącej warstwy ludzi najbogatszych, ale większość nabywców przyznaje, że mają też na uwadze aspekt inwestycyjny. Oryginałów dzieł uznanych mistrzów przecież nie przybywa, a pieniędzy w globalnym wszechrynkowym obrocie – i owszem. Stąd przede wszystkim bierze się oczekiwanie stale wyższych cen.
Obroty na globalnym rynku dzieł sztuki są relatywnie małe, ale z drugiej strony na tyle duże, żeby stać się wygodnym i w miarę bezpiecznym kanałem uwierzytelniania pieniędzy z przestępstw i gromadzonych przez różnych zbójów.
Wiadomo powszechnie, np. ze zdjęć satelitarnych, że po opanowaniu kilka lat temu wielkich połaci Iraku i Syrii szeroko zakrojone prace wykopaliskowe prowadziło na nich samozwańcze państwo terrorystów ISIS. W następstwie czarny rynek zalany został setkami bardzo cennych i tysiącami pomniejszych artefaktów nawet sprzed 5 tysięcy lat.
Z kolei stała podkomisja śledcza amerykańskiego senatu ujawniła w połowie 2020 r., że bliskim Putinowi rosyjskim oligarchom, braciom Arkadijowi i Borysowi Rotenbergom udało się obejść nałożone na nich przez USA sankcje i kupić w Stanach przez pośredników dzieła sztuki za 18,4 mln dolarów.
Śledczy uznali, że sprzedający, w tym domy Christie’s i Sotheby’s, nie wiedziały kto jest rzeczywistym nabywcą, wobec tego istnieje luka, która należy zasypać.
To tu, to tam dźgnięto zatem łopatkami, ale dziury i doły nadal są. Większość zniknęłaby zapewne, gdyby wszystkie dzieła, poczynając od najcenniejszych, „zaczipować” globalnie w jakimś blockchainie, ale nikt ważny tego nie chce.